Rosyjscy agresorzy twierdzą, że dzisiejszy potężny atak rakietowy na ukraińskie miasta był odwetem za rzekomą "akcję terrorystyczną" w obwodzie briańskim w Rosji. Akcję miała kilka dni temu przeprowadzić formacja Rosyjski Korpus Ochotniczy, by - jak to określono - "pokazać rodakom, że jest nadzieja, że wolni Rosjanie z bronią w ręku mogą walczyć z reżimem". Według niektórych była to rosyjska prowokacja.
Rosyjskie ministerstwo obrony określiło atak rakietowy na Ukrainę "masowym uderzeniem odwetowym" w odpowiedzi na "atak terrorystyczny w obwodzie briańskim".
Chodzi o sytuację z początku marca, gdy rosyjskie władze poinformowały, że "grupa dywersyjna" wkroczyła z Ukrainy do obwodu briańskiego i przeprowadziła kilka ostrzałów, w których zginęło dwóch cywilów.
Odpowiedzialność za działania wziął na siebie Rosyjski Korpus Ochotniczy, który walczy po stronie Ukrainy. W sprawie jest jednak wiele wątpliwości - niewykluczone nawet, że lider korpusu Denis Kapustin jest powiązany z rosyjskimi służbami.
Według Rosjan korpus brał udział także w nieudanym zamachu na medialnego magnata Konstantina Małofiejewa.
Rosjanie twierdzą, że atakowali dziś tylko obiekty wojskowe. To nieprawda, ponieważ rosyjskie rakiety spadły między innymi na dom mieszkalny niedaleko Lwowa, gdzie zabiły 5 osób, a także na przystanek autobusowy w Chersoniu, tam zginęło 3 mieszkańców tego miasta.
Rosyjskie komunikaty można więc włożyć między bajki, podobnie jak historię o rzekomych ukraińskich terrorystach w obwodzie briańskim oraz oskarżenie Kijowa o odcięcie zasilania w Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej.
Wiele wskazuje na to, że to nie koniec rosyjskich bombardowań na dziś. W całej Ukrainie ogłoszono o 12:00 kolejny alarm przeciwlotniczy, możliwe są więc następne ataki.