"Trudno określić wpływ katastrofy w Japonii na światowe rynki, na sytuację gospodarczą, bo nie znamy skali zniszczeń" - mówi były minister spraw zagranicznych, prof. Dariusz Rosati. Dodaje, że pierwsza reakcja rynków może być jednak negatywna z powodu niepewności.
Japonia jest dość dobrze przygotowana do trzęsień ziemi i tego typu zjawisk - zarówno od strony funkcjonowania wszelkiego rodzaju służb, instytucji, ale także od strony infrastruktury. To jest kraj, który przewiduje, że budynki, drogi, mosty mogą być poddane trzęsieniom ziemi. W tej chwili jest jeszcze za wcześnie, by ocenić skalę szkód, a w związku z tym, wpływ tego na rynki.
Z całą pewnością pierwsza reakcja rynków może być negatywna właśnie dlatego, że jest duża niepewność. Niemniej jednak nie oczekuję zasadniczej, bardzo silnej reakcji, jeśli chodzi o rynki międzynarodowe. Japonia nie jest dostawcą kluczowych surowców, to jest raczej rynek zbytu. Jeśli chodzi o dostawy, to są sprzęty inwestycyjne, elektronika, samochody. Te produkty mogą być w bardzo prosty sposób uzupełnione na rynku światowym, gdyby zaszła taka potrzeba.
Proponuję poczekać na ocenę skali zniszczeń. Na podstawie tego co wiemy, czyli bardzo fragmentarycznej wiedzy, nie należy wpadać w panikę i nie należy przypuszczać, że to wydarzenie będzie miało jakieś apokaliptyczne rozmiary.
Informacje o sytuacji w Japonii będą napływać stopniowo. Prawdopodobnie pod koniec dnia w Japonii będziemy wiedzieli więcej, co uległo zniszczeniu, jakiego typu infrastruktura i które zakłady produkcyjne są wyłączone. Na bardziej dokładne oszacowania trzeba będzie poczekać co najmniej kilka dni.