Od stycznia albo cała nasza składka trafi do ZUS, albo radykalnie zmniejszą się wpłaty od Otwartych Funduszy Emerytalnych - dowiaduje się "Dziennik Gazeta Prawna". To jeden ze sposobów rządu na łatanie dziury budżetowej. Jeśli zmiany weszłyby w życie już od stycznia, budżet zyska w przyszłym roku co najmniej 13 mld zł.
Stanie się tak, jeżeli zamiast 7,3 procent naszych zarobków do OFE trafi jedynie 3 procent. To najbardziej prawdopodobny wariant zmian w systemie emerytalnym. Istnieje jednak radykalna propozycja, aby rząd zawiesił całkowicie wpłaty do OFE na najbliższe dwa lata, przez co zyskałby dodatkowo aż 50 mld zł w tym czasie.
A wszystko w celu utrzymania bezpiecznego poziomu 55-procentowego progu ostrożnościowego.
Każdy z proponowanych wariantów pogorszy sytuację przyszłych emerytów. OFE inwestują pieniądze w celu ich pomnożenia, a ZUS wykorzysta je jedynie do wypłaty bieżących świadczeń. Jednocześnie wzrośnie jego zadłużenie.
Jeszcze w sierpniu Donald Tusk nie zgadzał się na obniżenie wpłat do OFE. Postulował jedynie wprowadzenie większej konkurencji między tymi funduszami, co miało doprowadzić do mniejszych opłat na ich rzecz (są one wynagrodzeniem za zarządzanie gromadzonymi środkami).
Cięcie po OFE jest znacznie łatwiejsze niż szukanie oszczędności i nie niesie za sobą negatywnych skutków politycznych - podsumowuje "Dziennik Gazeta Prawna".