Rio de Janeiro powala swoim ogromem, od pierwszej chwili. Wielki jest tu ocean, ogromny jest korek już o 6 rano, gigantyczne są rośliny tuż przy głównych drogach, wielka jest bieda w fawelach. To wszystko widziałem zaledwie w ciągu godziny, jadąc z lotniska do hotelu nad samym brzegiem morza.

REKLAMA

Samolot, którym przylecieliśmy do Rio też był ogromny. Zaraz po wylądowaniu, jeszcze zanim weszliśmy na teren lotniska, kolorowe reklamy jednoznacznie informowały, że jesteśmy w samym sercu piłkarskiego święta. A tuż przed wyjściem z głównego holu lotniska żółty baner z napisem "Maracana" nie zostawia cienia wątpliwości, że kibice idą we właściwą stronę.

Ale 12 godzin wcześniej we Frankfurcie lotnisko też żyło piłką. We wszystkich restauracjach na telebimach kibice lecący w różne części świata oglądali mecze. W terminalach, tuż przed wejściem na pokłady samolotów ludzie także wpatrywali się w telewizyjne przekazy z Brazylii.

- Jedziesz na mundial, do Rio? - spytał mnie mężczyzna, który sprawdzał mój sprzęt reportera we Frankfurcie.

- Jadę na ćwierćfinał - odpowiedziałem. I zapytałem: Kto wygra? Francja czy Niemcy?

Przestał sprawdzać sprzęt, spojrzał na mnie i odpowiedział:

- Jak możesz w ogóle o to pytać? Przecież to jasne, że my.

A w samolocie kolejny brazylijski wątek - na małych, samolotowych ekranikach umieszczonych w oparciach siedzeń jeden z plików to oczywiście tegoroczny mundial.

Rio przywitało nas chmurami, zza których co chwilę wyłaniało się słońce. Miasto wygląda podobnie, kontrasty są tu na każdym kroku.

Z jednej strony ulicy gigantyczne, nowoczesne wieżowce ze stali i szkła. W chwilę potem już jest się w innym świecie - tanie, szpetne, budowane naprędce domy biednych zdają się nie mieć końca na okolicznych wzgórzach.

W jednym z tych miejsc nagle zza takich domów wyłoniło się zarośnięte trawą cmentarzysko starych, porzuconych samochodów.

Nad miastem dominują wzgórza, niektóre łagodne, zielone, inne z kolei to szare, strome, gładkie, wznoszące się wysoko do nieba skalne ściany. Na jednej z nich wznosi się słynny posąg Chrystusa z rozłożonymi rękami.

Z dołu wygląda jak miniaturowa figurka, którą ktoś postawił na prostopadle opadającej w stronę miasta skalnej ścianie.

Ogromne są też tu wszędobylskie rośliny. Liście na niektórych drzewach są tak grube, że wydają się ważyć wiele kilogramów. A niektóre pnie bambusowe mają średnicę około 20 centymetrów. Bywa, że te rośliny są na wyciągnięcie ręki z samochodu, który tkwi w ogromnym korku. I to już bardzo wcześnie rano.

Wreszcie sam brzeg oceanu to też siła kontrastów. Czasem droga prowadzi wzdłuż pięknej, długiej, piaszczystej plaży, by nagle gwałtownie skręcić i oddalić się od brzegu. A ten zamienia się wtedy w kłębowisko skał, kamieni i urwisk, o które z hukiem i ogromna siłą rozbijają się fale oceanu.

I wszędzie widać policję, która pilnuje porządku. To też swego rodzaju symbol tych mistrzostw.

/ Marcin Buczek (RMF FM) / RMF FM
/ Marcin Buczek (RMF FM) / RMF FM
/ Marcin Buczek (RMF FM) / RMF FM
/ Marcin Buczek (RMF FM) / RMF FM
/ Marcin Buczek (RMF FM) / RMF FM
/ Marcin Buczek (RMF FM) / RMF FM
/ Marcin Buczek (RMF FM) / RMF FM
/ Marcin Buczek (RMF FM) / RMF FM
/ Marcin Buczek (RMF FM) / RMF FM
/ Marcin Buczek (RMF FM) / RMF FM