Szczęście nie dopisuje Rafałowi Sonikowi na trasie Rajdu Faraonów. Podczas piątkowego etapu w quadzie naszego zawodnika najpierw pękł amortyzator w tylnym kole, później amortyzator skrętu. Po drodze najlepszy polski quadowiec złapał też kilka "kapci". Mimo wszystko Sonik dojechał do mety etapu drugi, zachowując pozycję wicelidera klasyfikacji generalnej tuż za Argentyńczykiem Marcosem Patronelli.
Piąty dzień Przygrod w Egipcie… Na 30. kilometrze straciłem założony wczoraj wieczorem amortyzator. Później złapałem "kapcia" z lewej strony, naprawiłem go. Później złapałem "kapcia" jeszcze raz. Na punkcie serwisowym, na 206. kilometrze wymieniliśmy koła i zaraz po punkcie serwisowym coś stało się z amortyzatorem skrętu i na dojeździe do skarpy, na kilku nierównościach wysadziło mi tył. Leciałem na lewym, przednim kole (…) Przeleciałem przez przód spadłem na plecy i lewy bark. Miałem o tyle szczęścia, że za mną jechał motocyklista, który pomógł mi podnieść quada. Później było tylko weselej, bo roadbook był coraz mniej dokładny… - tak piątkowe wydarzenia relacjonował na mecie Rafał Sonik.
Po zakończeniu etapu okazało się, że bark polskiego zawodnika jest uszkodzony. Napraw wymaga również jego quad.
Tempo jazdy było dziś desperackie, bo nie lubię odpuszczać. Denerwuje mnie, że przez techniczne okoliczności muszę jechać wolniej, niż chciałbym - podsumował piątkowy etap Sonik. Przyznał, że po raz pierwszy spotkała go taka seria awarii sprzętu: Klątwa faraona? Nie wiem. Może tylko mrugnięcie okiem: Uważaj!.