Po dwóch etapach 35. Rajdu Dakar najwyższe miejsca z polskich kierowców zajmują: w gronie quadowców Rafał Sonik - piąte, a wśród załóg samochodów terenowych Krzysztof Hołowczyc - ósme i Adam Małysz - 23. Na tej samej pozycji jest motocyklista Jakub Przygoński.
W święto Trzech Króli uczestnicy rajdu rywalizowali wokół Pisco na odcinku specjalnym długości 242 km. Peterhansel uważany za jednego z najlepiej jeżdżących po wydmach kierowców prowadził od początku do końca. O prawie 2,5 minuty wyprzedził zawodnika z RPA Giniela de Villiersa, także specjalistę od "piasków".
Hołowczyc z portugalskim pilotem Filipem Palmeiro ruszył do boju jako ósmy i na tej samej pozycji ukończył niedzielny etap. Pecha mieli Małysz i Rafał Marton. Zostaliśmy na pierwszej wydmie. Jechaliśmy za Terranovą, który był dzisiaj czwarty. Argentyńczyk hamował w leju, musiałem zwolnić i zakopaliśmy samochód. Trzeba było cofać, spuszczać powietrze z opon. Straciliśmy tam około 30 minut. Potem podczas niebezpiecznego przejazdu przez rzekę uderzyliśmy w kamień, no i trzeba było zmieniać koło - powiedział Orzeł z Wisły, który został sklasyfikowany na 26. pozycji.
Przygoński wraz z grupą czołowych motocyklistów miał także poważne problemy z wyjechaniem z dużej, kopnej wydmy. Na 163. kilometrze, w punkcie kontroli, miał ponad 18 minut straty do prowadzących. W końcówce trochę udało się mu odrobić.