Powoli wykrusza się ekipa startująca w Rajdzie Dakar. Po trzech etapach z powodu awarii, wypadków i kontuzji zawodników wycofało się już ponad 60 pojazdów, w tym dwa polskie. Awaria Tatry Jarosława Kazberuka i Macieja Martona okazała się na tyle skomplikowana, że kierowcy ciężarówki Lotto Team nie byli w stanie kontynuować rywalizacji już na drugiej próbie czasowej z San Luis do San Rafael w Argentynie.
Ich los podzieliła załoga Mitshibishi Pajero Grzegorz Czarnecki i Bartłomiej Boba. Auto zostało zabrane z trasy odcinka specjalnego 100 km przed metą przez służby techniczne. Jego naprawa nie była możliwa. Projekt krakowskiej pary "Dakar w 62 dni" zakończył się niepowodzeniem. Czarnecki jeszcze przed wyjazdem do Ameryki Południowej przyznał w jednym z wywiadów, że rusza po przygodę, a wielkim sukcesem będzie dla niego osiągnięcie mety. Moje dotychczasowe doświadczenie można nazwać jeżdżeniem wokół trzepaka. Nie ukrywamy tego, że jesteśmy załogą leszczy - podkreślał.
Receptą na brak doświadczenia rajdowego miał być pilot. Boba zaliczył ubiegłoroczny Dakar w ciężarówce Grzegorza Barana i wiedział, czego mogą się spodziewać na bezdrożach. Przygotowania trwały... 62 dni. Jak zgodnie przyznali kierowcy, Dakar jest jednak rajdem bardzo trudnym i szybko weryfikuje nie tylko umiejętności, ale również przygotowanie technicznie amatorskich załóg, szukających wyzwań na pustkowiach Argentyny, Boliwii i Chile.
W środę druga część etapu maratońskiego dla motocyklistów - 352 km odcinka specjalnego. Trudna nawigacyjnie trasa prowadzi z San Juan do Chilecito.
Samochody mają w planie dwie próby z pomiarem czasu przedzielone strefą neutralizacji. Ich długość wynosi 657 km; ponadto 211 km dojazdówki. Nie było tak długiej dziennej trasy na rajdzie Dakar od 2005 roku.