"W Nowym Jorku nigdy nie czuję się pewnie. Ten turniej zawsze jest dla mnie trudny" - przyznała Agnieszka Radwańska. Polka po porażce z Włoszką Robertą Vinci 1:6, 4:6 odpadła w 4. rundzie wielkoszlemowego US Open (pula nagród 25,526 mln dol.).
Radwańska przyznaje, że jest jej przykro z powodu przegranej. Każda porażka przynosi rozczarowanie, szczególnie w Wielkim Szlemie. Ale trzeba o niej zapomnieć i iść dalej. US Open zawsze jest trudnym turniejem, ostatnim z czterech największych w roku. To prawie końcówka sezonu, a ja w tym sezonie grałam bardzo dużo, więcej niż w poprzednich latach. Przy takim obciążeniu ciężko utrzymać najwyższy poziom - powiedziała po porażce 23-letnia krakowianka.
Był to jej siódmy występ w Nowym Jorku, ale dopiero po raz trzeci osiągnęła 1/8 finału, podobnie jak w latach 2007-08. W 2006 roku i ostatnich trzech edycjach odpadła w drugiej rundzie. Lubię grać na twardych kortach, to - obok trawy - jedna z dwóch moich ulubionych nawierzchni. Jednak nowojorskie korty są dziwne, dość wolne i zawsze mam na nich jakieś problemy z grą. Nigdy nie czułam się tu zbyt pewnie i na pewno nie pomagają mojej grze, niestety - dodała.
W trwającym godzinę i 16 minut meczu gorzej od Włoszki wypadła w statystykach niewymuszonych błędów 20-16, wygrywających uderzeń 18-29, zdobytych punktów 50-68, podwójnych błędów serwisowych 4-2. Obie odnotowały po jednym asie. W sumie Włoszka wykorzystała pięć z 13 szans na przełamanie podania rywalki, a sama obroniła pięć z sześciu "break pointów".
Na pewno nie zagrałam tak dobrze, jak w poprzednich meczach, ale przeciwniczka była po prostu lepsza. Ma bardzo niewygodny, agresywny styl gry. Bardzo wchodzi w kort, atakuje piłki szybko po koźle. Często zmienia rytm wymian i potrafi też niespodziewanie kończyć je zabójczym forhendem. Świetnie jej wychodziły też skróty, no i dobrze spisała się przy siatce. Potrafiła odpowiedzieć na każde moje zagranie - oceniła pojedynek Polka, która wygrała cztery poprzednie mecze z Vinci.
Radwańska zajmuje drugie, najwyższe w karierze, miejsce w rankingu WTA Tour. Wiceliderką jest po raz drugi, od sierpnia. Wcześniej na krótko awansowała na tę pozycję po występie w finale wielkoszlemowego Wimbledonu, gdzie przegrała w trzech setach z Amerykanką Sereną Williams.
Prawdopodobnie spadnie jednak na trzecią lokatę, jeśli we wtorek Rosjanka Maria Szarapowa (nr 3.) pokona Francuzkę Marion Bartoli (11.) w ćwierćfinale US Open.
Oprócz finału Wimbledonu, w tegorocznych imprezach Wielkiego Szlema krakowianka dotarła do ćwierćfinału w styczniowym Australian Open, a w maju na paryskich kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa odpadła w trzeciej rundzie. Wygrała natomiast trzy turnieje WTA: na twardej nawierzchni Dubaju i Miami oraz na ziemnej w Brukseli.
To jest najlepszy sezon w mojej karierze: pierwszy finał w Szlemie, pierwszy raz zostałam numerem dwa na świecie, no i w pół roku zdobyłam tyle punktów i rozegrałam tyle meczów, co przez cały poprzedni. Nie mogę zatem narzekać. W dodatku jeszcze sezon się nie skończył, szczególnie dla mnie. Na jesieni będę bronić sporo punktów w Azji, m.in. za ubiegłoroczne zwycięstwa w Tokio i Pekinie, a przede mną jeszcze też start w turnieju masters - uważa Radwańska.
Przed rokiem po raz pierwszy zakwalifikowała się do zamykającego sezon turnieju WTA Championships. W Stambule wygrała jeden z trzech meczów w grupie i nie zdołała awansować do półfinału.