Konflikt na Kremlu. "Psy wojny", czyli zwolennicy toczenia konfliktu z Ukrainą (m.in. czeczeński lider Ramzan Kadyrow) ostro krytykują rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa, za nie dość "patriotyczne" wypowiedzi w mediach - podaje portal Meduza. Władimir Putin może być jednak z tego zadowolony, gdyż wcześniej narzekał na brak jakiejkolwiek dyskusji w rosyjskim dyskursie na temat inwazji.
8 kwietnia na kanale Telegram sekretarza rady generalnej Jednej Rosji Andrieja Turczaka pojawił się wpis, w którym polityk skrytykował "niezgodę polityczną" na szczeblach władzy i potępił wypowiedzi Dmitrija Pieskowa w telewizji Sky News. Rzecznik Putina przyznał, że Rosja poniosła "znaczące straty" w Ukrainie.
Czym są "znaczące" straty? A jakie są "nieistotne"? - pytał Turczak. Stwierdził, że "każde słowo osoby publicznej reprezentującej władzę jest bronią straszniejszą niż Kalibr (rakiety - przyp. red.). Proponuję, aby takich "moskiewskich trybunów" bezwarunkowo zawieźć do Donbasu, pokazywać im pokojowych ludzi i naszych bojowników, aby ich posłuchali, dla oświecenia - brzmiał wpis.
Kilka dni wcześniej Pieskow w rozmowie z białoruską telewizją komentował sprawę Iwana Urganta, gospodarza rosyjskiego talk-show, który zajął antywojenne stanowisko i w marcu wyjechał z kraju do Izraela. Rzecznik Kremla nazwał go "wielkim patriotą" i bronił Rosjan, którzy sprzeciwiają się wojnie. Powiedział także, że we władzach są "jastrzębie", które uważają, że każdego myślącego inaczej niż władza należy zlikwidować.
Na reakcję długo nie trzeba było czekać - natychmiast aktywował się czeczeński lider Ramzan Kadyrow. Tak łatwo być patriotą, prawda? Nie trzeba biegać w mundurze między stosami cegieł, a betonowymi ścianami i siedzieć przez kilka dni w zimnym okopie. Najwyraźniej nie zauważyliśmy, jak doszło do przewartościowania samego pojęcia "patriotyzmu" - pisał Kadyrow.
Bohaterów nie można nazwać bohaterami, generałów generałami, tchórzliwych uciekinierów nazywa się patriotami, a nawet wielkimi. Skala priorytetów Pieskowa jest niedojrzała. Musimy coś z tym zrobić - przekonywał czeczeński przywódca.
Pieskowa krytykowali także dziennikarze, portal Readovka odmówił nawet publikowania komentarzy rzecznika Kremla, nawołując do tego także inne "redakcje patriotyczne".
Jak podaje Meduza, Pieskow otrzymywał anonimowe telefony z groźbą pobicia. Nie dzwonili wysocy rangą ludzie, nie Kadyrow, a już na pewno nie Turczak. Ale skąd dzwoniący wzięli numer Pieskowa? - dziwił się jeden z rozmówców portalu.
Źródła niezależnych dziennikarzy podkreślają, że nie było mowy o jakimś odgórnym, skoordynowanym ataku na Pieskowa. Nie ma jednak zakazu takiej krytyki, gdyż Władimir Putin życzył sobie "pozorów publicznej dyskusji" o inwazji. Przez większość czasu czołowi politycy wspierali konflikt, a media były kneblowane ustawami uderzającymi w relacjonowanie wojny w sposób odmienny, niż chce tego Kreml.
Wielu rosyjskich polityków jest przekonanych, że krytyka takich pacyfistycznych postaw może podnieść ich notowania - według Kremla, a nawet według niezależnych badań, większość Rosjan bowiem popiera wojnę.
Duże poparcie dla konfliktu w społeczeństwie tłumaczy także, dlaczego Władimir Putin nie stanął w obronie własnego rzecznika przed "bulterierami". Prezydent Rosji obawia się bowiem, że może to uderzyć w jego notowania.
Sam Pieskow na razie broni się, mówiąc, że "konkurs na to, kto jest większym patriotą, prawdopodobnie nie jest potrzebny".