Kijów nie mógł korzystać z systemu artylerii rakietowej HIMARS z powodu przerwania ze strony USA wsparcia wywiadowczego dla Ukrainy - podały m.in. "Washington Post" i "Wall Street Journal". Według doniesień, Ameryka przestała przesyłać dane potrzebne do namierzania celów rakiet jeszcze przed kłótnią prezydentów USA i Ukrainy w Białym Domu.
Z doniesień "Washington Post", opierających się na wypowiedziach oficera ukraińskiego wojska, wynika, że w ciągu ostatniego miesiąca USA zaprzestały dostarczania współrzędnych niezbędnych do uderzeń rakietami ATACMS na cele położone ponad 60 km za linią frontu.
Dodatkowo, jak informuje Yaroslav Trofimov z "Wall Street Journal", przerwa w dzieleniu się danymi dotyczy również rakiet GMLRS, wystrzeliwanych z tych samych wyrzutni, ale mających zasięg do 70 km.
Brak amerykańskiego wsparcia wywiadowczego oznacza dla Ukrainy znaczne ograniczenie zdolności do przeprowadzania precyzyjnych uderzeń dalekiego zasięgu. To z kolei, jak zauważa "Washington Post", pozwala Rosji na przesunięcie swojego zaplecza i broni bliżej linii frontu, co może ułatwić Rosjanom logistykę i ataki.
Na razie nie wiadomo, jak długo potrwa przerwa w wsparciu wojsk Ukrainy ze strony USA. Mike Waltz, doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego, wspomniał o "rewizji wszystkich aspektów relacji" z Ukrainą, ale jednocześnie zaznaczył, że trwają "dobre rozmowy" na temat przyszłych rozmów pokojowych.
Komentatorzy zwracają uwagę, że decyzja USA może mieć negatywne konsekwencje dla amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego. Istnieje obawa, że broń kupowana przez sojuszników w USA może zostać wykorzystana przez Waszyngton jako narzędzie nacisku w negocjacjach.
Kevin Cramer, członek senackiej komisji ds. sił zbrojnych, przyznał, że broń może być używana do nacisków, choć podkreślił, że USA chciałyby być "arsenałem demokracji".