Dorośli i dzieci protestowali we wtorek na ulicach Warszawy przeciwko planom stołecznych władz. Według nieoficjalnych danych, ratusz planuje zamknąć lub połączyć około 40 szkół i przedszkoli. Urzędnicy tłumaczą to potrzebą zaciskania pasa. Chcą zaoszczędzić około 6 mln złotych.
"Tylko matoły likwidują szkoły" - to jedno z haseł, jakie nieśli dzisiaj na transparentach rodzice przedszkolaków i uczniów w Warszawie. Jedna z demonstracji w stolicy zorganizowana została na Pradze-Południe. Stołeczne władze planują zamknąć tam gimnazjum i przedszkole "Wiatraczek". Takiemu rozwiązaniu stanowczo sprzeciwiają się rodzice.
Przyszliśmy tutaj, ponieważ urząd dzielnicy, podobnie jak w innych dzielnicach Warszawy, planuje zamykanie szkół. Zamykacie szkoły, przegracie wybory! - ostrzegali rządzących protestujący. Przed urzędem dzielnicy zapłonęły symboliczne znicze. Zbierane były także podpisy pod petycją przeciwko likwidacji szkół.
Podobny protest odbył się na Pradze-Północ. Co najmniej kilkadziesiąt osób przyszło pod przewidziane do likwidacji liceum im. Bolesława Chrobrego, by wziąć udział w marszu protestacyjnym. Pochód zakończył się przed urzędem dzielnicy. Protesty w obronie placówek oświatowych zorganizowali również mieszkańcy Żoliborza i Bielan.
Władzom Warszawy zarzucają przede wszystkim to, że działają wbrew mieszkańcom. Rodzice nie rozumieją, jak ratusz może szukać oszczędności w kieszeniach najuboższych. Miasto z jednej strony tnie wydatki, a z drugiej hojną ręką rozdają pieniądze. Na przykład kilkaset tysięcy złotych na premie dla szefów miejskich spółek. Na jakiej podstawie przyznaje się duże pieniądze tym szefom? Co z nami? - pytała jedna z protestujących przeciwko likwidacji szkół. Zdaniem rodziców, zamiast na dzieciach, trzeba oszczędzać na urzędnikach. Protestujący żądają, by zamiast szkół zlikwidować część nikomu nie potrzebnych stanowisk.
Tego samego domaga się opozycja w Radzie Miasta. Łatwiej jest, według rozumowania Platformy Obywatelskiej, zlikwidować szkoły niż sięgnąć do własnych kieszeni i ograniczyć administrację. Sprawa wygląda dość prosto i wybór należy do pani Hanny Gronkiewicz-Waltz - mówi Jarosław Krajewski, rady PiS. Dodaje, że zamiast likwidacji szkół powinno się zlikwidować 50 etatów urzędniczych w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy. To przyniosłoby 4 miliony złotych oszczędności rocznie do budżetu miasta.
Zmiany związane z likwidacją lub łączeniem placówek oświatowych mogą dotknąć sumie nawet 2 tysięcy uczniów. Niektórzy mają zostać przeniesieni do szkół oddalonych o kilka kilometrów. Ostateczna decyzja w tej sprawie zapadnie podczas czwartkowej sesji Rady Miasta.