Skrócony okres nauki zdalnej dla uczniów starszych klas, krótsza izolacja dla osób zakażonych koronawirusem, brak kwarantanny dla osób z kontaktu, zmniejszenie bazy łóżek covidowych, zniesienie kwarantanny po przyjeździe z państw spoza strefy Schengen – co o nowych zarządzeniach Ministerstwa Zdrowia mówią eksperci? Z wirusologiem profesorem Krzysztofem Pyrciem rozmawiał o tym Krzysztof Urbaniak z radia internetowego RMF24.
Krzysztof Urbaniak: Czy któreś z nowych zarządzeń ministerstwa budzi w Panu większy opór i sprzeciw?
Prof. Krzysztof Pyrć: Myślę, że zamiast sprzeciwu bo to jest złe słowo, to generalnie jestem dosyć ostrożny w ferowaniu wyroków o tym, że wygraliśmy z pandemią. Na pewno widzimy rozdzielenie się tych krzywych przypadków od liczby zgonów i liczby hospitalizacji. To jest dobra wiadomość. To jest to, co obserwowaliśmy w innych krajach. Wydaje się, że w Polsce wygląda to podobnie i chyba tym jest podyktowany ten ruch. Czy on jest przedwczesny? Na to pytanie nie odpowiem, dlatego, że chyba na to pytanie jasnej odpowiedzi nie ma. To jest ruch, który podejmuje wiele krajów w tym momencie, tylko większość tych krajów przygotowuje się do tego ruchu, już od pół roku, bo taka sytuacja na przykład w Danii czy w niektórych krajach, które były dobrze zaszczepione, ma miejsce czy miała miejsce już w tej fali jesienno-zimowej. Tak, że tam to było troszkę lepiej przemyślane. Jak to się u nas skończy? Miejmy nadzieję, że dobrze.
No właśnie, Panie profesorze, czy tak inny jest wariant Omikron, że naprawdę przy tylu zakażeniach możemy luzować obostrzenia.
To nie do końca chodzi o sam wariant Omikron, bo wariant Omikron trochę rzadziej powoduje ciężkie przebiegi, on dalej jest niebezpieczny, dalej jest potencjalnie śmiertelnym wirusem. Natomiast tutaj dodaje się tak naprawdę nieco większa łagodność samego wariantu z tym, że już większość społeczeństwa albo się zaszczepiła, albo niestety przechorowała, za tę część odporności niestety zapłaciliśmy. Szacuje się, że to jest około 200 tys. zgonów nadmiarowych w Polsce w czasie pandemii. Natomiast ta odporność częściowa przynajmniej jest faktem, widzimy właśnie, że chociaż mamy kilkadziesiąt tysięcy przypadków, to tych zgonów jest mniej. To, co budzi obawy oczywiście, to jest to, że możemy zobaczyć efekt opóźniony, ale druga rzecz, która budzi obawy, to jest to, że wirus lubi nas zaskakiwać, to jest przyroda i też warto by było komunikować te potencjalne zagrożenia związane z innymi wariantami, może pojawić się wariant, który będzie mnie przyjazny no i z tym, że jednak osoby szczególnie z grupy ryzyka dalej powinny się szczepić.
Tak jak to było z Deltą, Panie profesorze, jednocześnie np. z Włoch dobiegają takie informacje, że to państwo zamierza traktować koronawirusa jak grypę. Czy trzeba monitorować ciężkie przypadki, szczepić się i żyć z istnieniem tej choroby?
To znaczy tak, traktować jak grypę, jest to niebezpieczna choroba, ale w pewnym momencie musimy jednak podjąć decyzję o powrocie do normalności. I tu jest pytanie, gdzie jest granica bezpiecznego ryzyka, są pierwsze leki, które mają jeszcze bardziej zmniejszyć śmiertelność i w pewnym momencie musimy dojść do takiego punktu, kiedy będziemy musieli zaakceptować istnienie Covid-19 jako jednej z ciężkich, ale jednak chorób, które po prostu występują. Miejmy nadzieję, że to już jest teraz i że nie będziemy musieli płacić jeszcze wyższej ceny niż ta, którą zapłaciliśmy do tej pory i faktycznie przejdziemy do tego etapu, kiedy wirus - a to jest ważne - on nie zniknie, nie przestanie być niebezpieczny, ale przestanie być zagrożeniem dla społeczeństwa, pozostanie zagrożeniem dla jednostek. Właściwie wszystkie choroby zakaźne, które znamy, taki miał swój początek, właśnie jak Covid-19.
Panie profesorze, wracając do tematu szczepień. Dziś z ust ministra edukacji usłyszeliśmy, że decyzja o odstąpieniu od obowiązkowych szczepień dla nauczycieli jest ze wszech miar korzystna. Według Pana to jest niepokojący sygnał czy dobry sygnał?
Według mnie, gdybyśmy wiosną zeszłego roku, kiedy już zaczynało się o tym mówić, czyli około marca, podjęli wtedy kroki, które mają na celu jednak przekonanie większości osób do zaszczepienia się, to moglibyśmy nie zobaczyć tej fali, która pochłonęła kilkadziesiąt tysięcy osób.
Panie profesorze, a co z maseczkami, bo rozważane jest też, by w marcu zrezygnować z maseczek w miejscu publicznym. Maseczka ostatecznie nie jest jakimś największym obciążeniem dla nas, zwłaszcza jeśli na szali jest nasze zdrowie, ale rezygnować już z maseczek w marcu?
Myślę, że warto trochę uczciwie powiedzieć, że w momencie, kiedy my usuwamy kwarantannę, kiedy rezygnujemy z maseczek, to my po prostu oddajemy pole w całości pandemii, idziemy na zwarcie, co może być dobrym pomysłem, ale nie musi, to jest jednak związane z dosyć sporym ryzykiem. Ważne, żeby społeczeństwo też miało świadomość tego, że w tym momencie podejmujemy pewne ryzyko, za które no miejmy nadzieję, że nie będziemy płacić.
Czyli ciągle obowiązuje zasada, szczepimy się, trzymamy dystans i na wszelki wypadek lepiej po prostu nosić maseczki.
Chyba najważniejsze jest to, żebyśmy się szczepili, żebyśmy zachowywali się racjonalnie w dalszym ciągu.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Słuchajcie online już teraz!
Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.