Zmiana prezesa Poczty Polskiej. Pracę stracił Przemysław Sypniewski, a zastąpił go wiceminister obrony narodowej Tomasz Zdzikot. Rząd był zdania, że Sypniewski nie dałby sobie rady z potężną operacją, jaką są korespondencyjne wybory prezydenckie.

REKLAMA

Sypniewskiego zastąpił Tomasz Zdzikot, obecny wiceminister obrony narodowej, a wcześniej wiceszef resortu spraw wewnętrznych. Był także współpracownikiem nieżyjącego już byłego prezesa NBP Sławomira Skrzypka, gdy ten był wiceprezydentem Warszawy.

Zmiana jest motywowana sprawą wyborów prezydenckich. Według źródeł naszego dziennikarza Krzysztofa Berendy w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, rząd uznał, iż były już prezes Poczty Polskiej Przemysław Sypniewski nie poradziłby sobie z tak potężną operacją, jaką jest wysłanie 30 milionów kart wyborczych do Polaków. Zwłaszcza, że sprzeciwiają się temu związki zawodowe, a Sypniewski nie wiedział, jak się z nimi w tej kwestii dogadać.

Rząd wymienił prezesa poczty, by spróbować jednak przeprowadzić listownie wybory prezydenckie 10 maja.

Wybory kopertowe 10 maja: Tak wyglądałoby głosowanie

Ze wstępnych szacunków rządu wynika, że 26 tysięcy listonoszy będzie musiało dotrzeć do co najmniej 14 milionów skrzynek pocztowych wszystkich Polaków uprawnionych do głosowania.

Po tym, jak wyborca odbierze ze swojej skrzynki kartę do głosowania z nazwiskami kandydatów na prezydenta, skreśli głos, po czym będzie musiał spakować zestaw do koperty i wrzucić całość do specjalnie zorganizowanej skrzynki pocztowej.

W tej chwili nie wiadomo, gdzie - jeśli pomysł wejdzie w życie - takie skrzynki będą ustawiane, ale już teraz rząd chce, by były one pilnowane przez służby mundurowe.

Rząd szacuje wstępnie, że to listowne głosowanie potrwa najprawdopodobniej trzy dni.

Jak rząd zagwarantuje, że kartę do głosowania dostaniemy na adres zamieszkania, a nie zameldowania?

Problemem może okazać się zagwarantowanie, że dostarczane przez listonoszy pakiety wyborcze trafią tam, gdzie powinny, czyli tam, gdzie wyborcy faktycznie mieszkają - a nie tam, gdzie są zameldowani.

W teorii to dość proste: wyznacznikiem będzie tu bowiem spis wyborców, do którego - jak w przypadku każdych wyborów - możemy dopisać się w tej gminie, w której zamierzamy głosować. Do spisu trafia wówczas aktualny adres każdego wyborcy - i pod ten adres miałby trafić pakiet wyborczy.

Tyle teoria - w praktyce w sytuacji epidemii o sukces tej operacji będzie bardzo trudno, bowiem dopisanie się do spisu wyborców oznacza w wielu przypadkach konieczność stawienia się najpierw w urzędzie. Przez internet dopisać się mogą jedynie wyborcy posiadający tzw. profil zaufany.