Blisko 138 mln zł wynagrodzeń nie wypłacili już w tym roku pracodawcy w całym kraju - wynika z danych Państwowej Inspekcji Pracy, które cytuje „Gazeta Wyborcza”. Niemal wszędzie zaległości są większe niż przed rokiem.
Wynagrodzeń lub innych świadczeń nie dostało w tym roku przeszło 87 tysięcy ludzi, z czego 50,5 tysiąca nie otrzymało pensji. Problemy z płatnościami miało ponad 11 200 firm z 46 tysięcy skontrolowanych w pierwszych ośmiu miesiącach tego roku.
Z danych PIP wynika również, że do końca lipca wzrosła liczba skarg dotyczących niewypłacania pensji. Danuta Rutkowska, rzeczniczka Inspekcji, podkreśla, że blisko 40 procent z nich zostało potwierdzonych w wyniku kontroli. Fałszywym alarmem okazała się jedna trzecia.
Najgorzej jest na Górnym Śląsku. Według PIP, do sierpnia pracodawcy nie wypłacili tam 32,8 mln zł wynagrodzeń. Dalej na czarnej liście są: Poznań (19,6 mln zł), Warszawa (13,7), Kraków (9,6), Łódź (9,3 mln) i Kielce (8,2). Aż w 13 województwach inspektorzy odnotowali wzrost zaległości w porównaniu z takim samym okresem ubiegłego roku. Spadek nastąpił jedynie w Olsztynie, Opolu i Rzeszowie - mówi "Gazecie Wyborczej" Rutkowska.
W porównaniu z ubiegłym rokiem liczba pracowników, którzy nie dostali wynagrodzeń, skoczyła aż o ponad 20 procent, a suma zaległości - o 39 procent. To jednak dane uśrednione - np. w Świętokrzyskiem zaległości było dwa razy więcej niż przed rokiem.
Jeśli chodzi o branże, to - jak mówi Danuta Rutkowska - największą łączną kwotę zaległości zanotowano w sektorach: przetwórstwo przemysłowe firm (51 mln) i budownictwo (20 mln).
Przedsiębiorcy nie mają wątpliwości, że winien jest kryzys. Nie możemy dalej udawać, że u nas go nie ma - komentuje w rozmowie z dziennikiem Tomasz Tworek, prezes firmy budowlanej i Świętokrzyskiego Związku Pracodawców Prywatnych "Lewiatan".