Polskie siatkarki zostały dziewiątą drużyną świata i choć osiągnęły najlepszy wynik od 36 lat, to do kraju wrócą z lekkim niedosytem. Zabrakło kilku małych punktów, by walczyć o miejsce w czołowej ósemce, a takie cele postawione były przed zespołem.
Żeńskiej reprezentacji przez ostatnie lata nie wiodło się w mistrzostwach świata. W latach 80-tych i dziewięćdziesiątych Polki były nieobecne na mundialach. W 2002 roku w Niemczech zajęły 13. miejsce, cztery lata później dopiero 15. Choć w ostatniej dekadzie biało-czerwone zdobywały dwa złote medale mistrzostw Europy, to jednak w rywalizacji z drużynami spoza Starego Kontynentu wypadały dość blado.
Niestety, trzeba sobie jasno powiedzieć, że nie jesteśmy światową potęgą i trzeba się z tym pogodzić - mówił w trakcie turnieju selekcjoner Jerzy Matlak. Przed mundialem szkoleniowiec podjął dość kontrowersyjne decyzje kadrowe, rezygnując z powołania na mistrzostwa jednej z najlepszych polskich siatkarek Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty oraz występującej w reprezentacji od sześciu lat Katarzyny Skorupy. Oficjalnym powodem była słaba forma, ale niedomówienia pozostały.
Strzałem w dziesiątkę było natomiast zabranie do Japonii Małgorzaty Glinki-Mogentale, która wróciła do siatkówki po ponadpółtorarocznym urlopie macierzyńskim. Dwukrotna mistrzyni Europy rozkręcała się z każdym meczem, a w ostatnich spotkaniach była już prawdziwą liderką zespołu. Zajęła wysokie, ósme miejsce w klasyfikacji najlepiej atakujących.
Gośka była bardzo wyróżniającą się postacią naszej drużyny, mentalnie i punktowo. Myślę, że ten powrót, mimo dziewiątego miejsca drużyny w mistrzostwach, dał jej dużą satysfakcję, a całemu zespołowi wiele korzyści - nie ukrywał szkoleniowiec.
Kluczowe dla polskiego zespołu okazały się dwa pierwsze mecze mistrzostw. Porażki z Japonią (2:3) i Serbią (1:3) mocno skomplikowały sytuację biało-czerwonych już na samym początku turnieju. Przegrane tym bardziej były bolesne, że oba spotkania Polki mogły wygrać. Z Japonkami prowadziły 2:0 w setach.
W drugiej rundzie przytrafił się fatalny występ przeciwko Chinkom (porażka 0:3) i ostatecznie polskie siatkarki musiały zadowolić się walką o dziewiątą lokatę. W całym turnieju na 11 spotkań wygrały siedem, pokonując m.in. Turczynki (3:1), aktualne wicemistrzynie Europy Holenderki (3:2) oraz na zakończenie turnieju Chinki (3:0), z którymi jak stwierdził Matlak, wygrywały "okazjonalnie".
Dziewiąte miejsce to nie jest taki zły wynik. Najgorsza jest świadomość, że mogło być lepiej - skomentowała Agnieszka Bednarek-Kasza i jej słowa najlepiej oddają nastroje drużyny.
Matlak podsumowując turniej, przyznał że stawka drużyn była na japońskim mundialu niezwykle wyrównana.
Świat nie uciekł nam aż tak daleko. Turniej pokazał, że mogliśmy grać o znacznie wyższe miejsca. Stawka była bardzo wyrównana, można było być równie dobrze czwartym, dziewiątym i dwunastym. Musimy włożyć sporo wysiłku, by Polska była stałym, a nie okazjonalnym faworytem. Wszystkich nas trenerów, zarówno reprezentacyjnych jak i klubowych, czeka naprawdę dużo pracy - ocenił turniej szkoleniowiec.