Polski transport pomocy humanitarnej dla Ukraińców protestujących na Majdanie Niepodległości został w nocy zablokowany przez urzędników w Kijowie. Nie pozwalają na przekazanie go potrzebującym.
Informacje te przekazał koordynator akcji pomocy, prezes Fundacji Kultury Duchowej Pogranicza, proboszcz parafii greckokatolickiej w Lublinie ks. Stefan Batruch. Zaapelował do władz polskich i unijnych o interwencję, bo - jak powiedział - blokowanie pomocy humanitarnej nie zdarza się nawet w czasach wojennych.
Ukraińskie ministerstwo dochodów, któremu podlegają służby celne, zaprzeczyło tym informacjom. Wyjaśniło, że po zakończeniu formalności celnych decyzję o uznaniu ładunku z Polski za pomoc humanitarną powinien teraz podjąć resort polityki socjalnej.
Ksiądz i jego ludzie wciąż na tę decyzję czekają. Uważam, że Polska powinna aktywnie zaangażować się w rozmowy między UE a Ukrainą na temat otwarcia korytarza pomocy humanitarnej, bo nawet w czasie wojen takie korytarze istnieją. Fakt, że na Ukrainę nie może dotrzeć pomoc, jest nienormalny i nie odpowiada to żadnym standardom międzynarodowym - oświadczył ks. Batruch.
Duchowny, który przebywa obecnie w Kijowie, wyjaśnił, że oświadczenie ministerstwa dochodów jest niezgodne z realnym stanem rzeczy. Oficjalnie rzeczywiście nie ma problemu, gdyż wszystko odbywa się zgodnie z procedurami, jednak wiemy, że urzędnicy otrzymują ustne polecenia w naszej sprawie z góry. Wiemy na przykład, że celnik w urzędzie celnym na przejściu granicznym w Jagodzinie, który odprawiał nasz transport, został zwolniony z pracy - stwierdził.
Ze względu na przedłużające się procedury organizatorzy akcji pomocy zmuszeni byli wyładować przywiezione rzeczy w Kijowie, gdyż ciężarówka, która pomoc przywiozła, musiała wrócić do Polski. Obecnie ponad 10 ton odzieży i podstawowych środków medycznych, zebranych dla potrzeb Majdanu przez Fundację Kultury Duchowej Pogranicza, czeka na decyzje ukraińskich władz w magazynie Ukraińskiej Ligi Charytatywnej.
(edbie)