Kilkanaście osób czekało na polskich siatkarzy wracających z mistrzostw świata we Włoszech. Po dwóch porażkach - z Bułgarią i Brazylią - biało-czerwoni pożegnali się z turniejem. Zawiedli nadzieje kibiców, którzy liczyli na medal. Ale na warszawskim lotnisku nieliczni fani gorąco witali reprezentację Polski.
Wierni kibice odśpiewali obowiązkowe "sto lat", a także dopingowali siatkarzy okrzykami "już za cztery lata Polska będzie mistrzem świata". Sami siatkarze mieli jednak niewyraźne miny. Bartosz Kurek przyznał, że do tej pory nie do końca wie, co się stało na mistrzostwach świata.
Przypomnijmy - pierwszą fazę Polacy przeszli jak burza. W drugiej przegrali dwa mecze z Bułgarią i Brazylią w żadnym nie zdobywając nawet seta. Mam nadzieję, że szybko o tym zapomnimy, a kolejne mecze poprawią nadszarpnięty wizerunek - mówił Bartosz Kurek. Po porażce z Bułgarią długo siedziałem na parkiecie, bo zwyczajnie nie wierzyłem w to co się stało. Najbardziej boli odpadnięcie po tak słabej grze - podsumował Piotr Gruszka.
Za wynik całą odpowiedzialność wziął na siebie trener Daniel Castellani, który podał się do dymisji. O przyszłości Argentyńczyka zadecyduje Polski Związek Piłki Siatkowej. W pierwszej fazie turnieju z meczu na mecz spisywaliśmy się coraz lepiej i wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Tymczasem, kiedy przyjechaliśmy do Ankony coś się popsuło, coś się w nas zmieniło. Oddałem się do dyspozycji zarządu, bo uważałem to za jedyną słuszną decyzję. Nie zmienia to jednak faktu, że chciałbym dalej pracować z polską reprezentacją - powiedział Castellani.
Szkoleniowiec zapewnił, że ma plan na dalszą pracę z biało-czerwonymi. Są zdolni młodzi zawodnicy, kilku świetnych doświadczonych i jest czas, aby pociąg zwany reprezentacją skierować na właściwy tor - podkreślił. Castellani objął reprezentację Polski w styczniu 2009 roku, a kilka miesięcy później doprowadził ją do pierwszego w historii mistrzostwa Europy.