Ukraińscy rolnicy od dwóch lat pracują w warunkach wojny, a czasami ceną za tę pracę jest ich życie - podkreślił ukraiński MSZ w komunikacie wystosowanym w reakcji na zniszczenie zboża przez protestujących polskich rolników. W oświadczeniu podkreślono jednak, że incydenty nie mogą wpłynąć na współpracę między oboma krajami, a Ukraińcy odczuwają wciąż wielkie poparcie polskiego społeczeństwa.
Do incydentu na przejściu w Dorohusku, gdzie trwa protest polskich rolników, miało dojść w niedzielę. Z trzech ukraińskich ciężarówek, które znajdowały się już po polskiej stronie po przejściu procedur celnych, protestujący wysypali na jezdnię część zboża.
"Uważnie obserwujemy przebieg dochodzenia, oczekujemy szybkiego ustalenia winnych i ukarania ich. Rozumiemy, kiedy polscy rolnicy bronią swoich interesów w sposób cywilizowany. Ale ten przypadek zniszczenia ukraińskiej pszenicy nie ma nic wspólnego z pokojowym protestem ani z prawnego, ani z moralnego punktu widzenia" - napisano w komunikacie resortu, który przytoczyła agencja Interfax-Ukraina.
Jednocześnie ukraiński resort dyplomacji podkreśla wyraźnie, że podobne przypadki "nie mogą wpłynąć na naszą wspólną walkę i wielkie poparcie polskiego społeczeństwa, które odczuwamy w ciągu dwóch lat w wojnie przeciwko rosyjskiemu najeźdźcy".
Taras Kaczka, wiceminister gospodarki i handlu Ukrainy, oświadczył z kolei, że spodziewa się zdecydowanej reakcji polskich władz na wydarzenia w Dorohusku. "Brak reakcji polskich władz na zniszczenie ukraińskiego zboża na granicy doprowadzi do wzrostu ksenofobii i przemocy politycznej" - stwierdził Kaczka. Interfax-Ukraina przytacza wypowiedź wiceministra, który uważa, że relacje obu krajów znalazły się na rozdrożu, a jedynym wyjściem z sytuacji może być "usunięcie wszystkich blokad i zapewnienie bezpieczeństwa ukraińskich ładunków w Polsce".