Dawid Bratko, właściciel sieci sklepów z dopalaczami, tak jak zapowiadał, próbował ponownie otworzyć dziś swój sklep w Łodzi. Wbrew zakazowi inspekcji sanitarnej zerwał plomby z drzwi. Po tym, jak sprzedał pierwsze dopalacze, został zatrzymany przez policję. Policja chce wnioskować o jego aresztowanie. Sanepid zamknął sklepy "króla dopalaczy" w sobotę.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Ale według policji mężczyzna nie tylko złamał jeden z artykułów ustawy o PIS, ale nawoływał również do popełnienia przestępstwa, apelując do innych właścicieli sklepów z dopalaczami, aby otwierali placówki.
Bratko ma być przesłuchany przez prokuraturę. Jeśli postawiony zostanie mu zarzut, to będziemy wnioskować do prokuratury, aby ta wystąpiła do sądu z wnioskiem o areszt dla zatrzymanego - powiedziała Magdalena Zielińska, rzeczniczka łódzkiej policji.
Rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania potwierdził słowa Zielińskiej. Zaznaczył, że jeśli mężczyzna zostanie przekazany prokuraturze wraz z materiałami dowodowymi, to jeszcze dzisiaj będzie przesłuchany.
Wraz z "królem dopalaczy" zatrzymano klientów sklepu.
Przed południem do fabryki dopalaczy w Łodzi, która pracuje na potrzeby sieci sklepów należącej do Dawida Bratki, weszli urzędnicy skarbówki, rozpoczynając kontrolę dokumentów i towaru wytwórni.
Bratko już wczoraj zapowiadał, że wznowi sprzedaż specyfików. Z kolei dziś rano w Kontrwywiadzie RMF FM Paweł Graś mówił, że jeśli łódzki "król dopalaczy" pojawi się w sklepie, zostanie zatrzymany przez policję, doprowadzony na komisariat, przesłuchany i zostaną mu przedstawione zarzuty.
Prawnicy Bratki podkreślali przed jego zatrzymaniem, że nie miałoby ono podstaw prawnych. Zapowiadali też, że w razie zatrzymania zaskarżą decyzję policji.