Sensacyjnym zwycięstwem 4-1 nad Słowenią polscy hokeiści przełamali złą passę w rozgrywanych w katowickim Spodku mistrzostwach świata Dywizji 1A. Po porażkach z Włochami i Koreą Południową ograli faworyta turnieju. "Mieliśmy naprawdę nóż na gardle. Rafał podtrzymał nad z tyłu, skuteczność zadziałała, więc spadła z nas pewna presja, bo zaczęliśmy strzelać bramki i wróciliśmy do swojej gry - to nas nakręcało" - mówił po spotkaniu autor bramki nr 2 dla biało-czerwonych Mikołaj Łopuski. "Dobrze, że kibice w nas nie zwątpili, bo naprawdę w każdym meczu - nawet jeśli przegrywamy - dajemy z siebie wszystko. Mam nadzieję, że na meczu z Austrią kibiców będzie jeszcze więcej" - podkreślał Tomasz Malasiński, który we wtorkowy wieczór popisał się hat-trickiem. "Każda wygrana jest bardzo budująca. Przeciwko Austrii zespół powinien wyjść z jeszcze większym zaangażowaniem i pokazać, na co nas naprawdę stać. Na pewno się nie przestraszymy" - zapowiadał bramkarz Rafał Radziszewski, a Patryk Wronka dodawał: "Przede wszystkim konsekwentna gra w obronie, mało kar. Wiemy, że 5 na 5 jesteśmy w stanie grać z nimi normalny hokej, a nawet dominować".

REKLAMA

Trener Jacek Płachta:

Po dwóch porażkach z początku turnieju był to dla nas bardzo ciężki mecz, ale drużyna wyszła na lód na 100 procent zmobilizowana. W tych momentach, w których powinniśmy strzelić bramki, strzeliliśmy bramki. Nasze osłabienia były bardzo dobre, choć wiadomo, że nie chcemy tych kar, było ich trochę za dużo. "Radzik" podtrzymał nas w ciężkich momentach.

O przesunięciu Patryka Wronki do pierwszej piątki: Chcieliśmy coś zmienić, dać drużynie jakiś impuls. W tym zestawieniu chłopcy grali w grudniu i tam wyglądało to naprawdę dobrze, więc trochę - można powiedzieć - zaryzykowaliśmy, bo było dużo zmian, ale widać, że się to opłaciło.

Naprawdę można podziękować chłopakom za charakter, jaki pokazali, bo nie było to dla nas łatwe spotkanie - trafialiśmy po dwóch porażkach na najlepszą drużynę turnieju. Chłopcy zagrali z determinacją, zaangażowaniem - i zostali wynagrodzeni tym, że wygraliśmy ten mecz.


Mikołaj Łopuski:

Po pierwszych dwóch meczach porozmawialiśmy na chłodno, przeanalizowaliśmy sytuacje, po których straciliśmy bramki. Na treningu popracowaliśmy nad skutecznością, potrenowaliśmy trochę w piątkach. Ale cały czas wierzyliśmy i byliśmy gotowi mentalnie na to spotkanie.

Mieliśmy naprawdę nóż na gardle. To jakby podwójnie zmotywowało nas do ciężkiej pracy, każdy grał z ogromnym poświęceniem, Rafał (Radziszewski) podtrzymał nad z tyłu, skuteczność zadziałała, więc też spadła z nas pewna presja, bo zaczęliśmy strzelać bramki i wróciliśmy do swojej gry - to nas nakręcało, było takim kołem zamachowym.

Wykluczyć trzeba kary, jest ich za dużo. Trener zwraca uwagę na to, by robić mniej kar w strefie ataku.

O swojej bramce: Krążek odbił się od bandy, widziałem, że bramkarz nie do końca przesunął się do słupka, spróbowałem go zaskoczyć - wiedziałem, że ten krążek albo wpadnie do bramki, albo odbije się od bramkarza i wtedy mógłby wpaść. Fajnie, że wpadło, ale dzisiaj wielu chłopaków zagrało supermecz. Patryk Wronka, Rafał Radziszewski, Patryk Wajda, który poświęcił się dla drużyny, rzucił się pod strzał (po spotkaniu z podejrzeniem złamania szczęki trafił do szpitala - przyp. red.). Każdy zrobił naprawdę 100 procent swoich możliwości i wykonał dobrą pracę. Myślę, że możemy być dumni z tego dnia, zrobiliśmy kawał dobrej roboty.

Nastawiamy się już na mecz z Austriakami. To dopiero jedno zwycięstwo, w środę czeka nas kolejny ciężki mecz. Myślę, że to będzie spotkanie zbliżone do tego ze Słowenią. Będziemy musieli grać konsekwentnie w obronie, realizować założenia taktyczne, grać swoją grę i wykorzystywać sytuacje, które będą się nadarzały.

Liczymy na wsparcie kibiców, są dla nas ogromnie ważni. Dają nam megapower.


Tomasz Malasiński:

Początek nie był łatwy. Strzeliliśmy pierwszego gola, ale łapaliśmy dużo kar, kosztowało nas to dużo sił. Ale też myślę, że przez te osłabienia wzmocniła się nasza wiara w to, że potrafimy wygrać - no i wygraliśmy. Przełamaliśmy tą złą passę.

Trenowaliśmy przed mistrzostwami bardzo mocno i wierzyliśmy w nasze umiejętności, wierzyliśmy, że naprawdę potrafimy grać z najlepszymi. Niestety wyszło tak, jak wyszło, falstart. Ale to jest turniej - tutaj każdy mecz jest najważniejszy i każdy mecz gramy po to, żeby wygrać.

Musimy popracować nad wykluczeniem kar. Może jest to spowodowane jakąś nerwowością na początku.

Cieszę się z hat-tricka. Dużo pomogli mi chłopacy, wyśmienite podanie na drugi gol, później znalazłem krążek pod bramką. Cieszę się bardzo z tego powodu, ale to, że wygraliśmy, jest najważniejsze.

(Po dwóch pierwszych meczach) trener mocno do nas podszedł, powiedział: panowie, uczyliśmy się czegoś innego - grajmy coś innego, i to musi w końcu jakoś zatrybić. Na treningach naprawdę bardzo dobrze nam szło. Niestety ten falstart, może przez nerwy, może po prostu byliśmy słabsi. Nie mieliśmy też tyle szczęścia - tym razem szczęście było po nasze stronie.

Gramy dla kibiców, gramy dla Polski, z orzełkiem na piersi. Dobrze, że kibice w nas nie zwątpili, bo naprawdę w każdym meczu - nawet jeśli przegrywamy - dajemy z siebie wszystko. Mam nadzieję, że na meczu z Austrią kibiców będzie jeszcze więcej, a w piątek będzie pełna hala.


Rafał Radziszewski:

Chcielibyśmy, żeby to był pierwszy mecz turnieju, chcielibyśmy tak zacząć te mistrzostwa. Niestety rzeczywistość jest inna, mamy po trzech meczach trzy punkty. Ale nie poddajemy się, widać to po tym meczu, wszyscy zostawili serce na lodzie. Utrzymaliśmy tą pierwszą tercję, w której robiliśmy trochę za dużo kar, ale od drugiej tercji widać już było tą drużynę, która powinna grać. Myślę, że kolejne dwa mecze zagramy podobnie i możemy się jeszcze liczyć w tym turnieju.

Do wcześniejszych meczów podeszliśmy tak samo - nie można powiedzieć, że zlekceważyliśmy Włochów czy Koreę. Po prostu te dwa pierwsze mecze nie ułożyły się po naszej myśli, musieliśmy gonić wynik, nie udało się to i nie zdobyliśmy punktów. Tym razem trener pozmieniał trochę piątki - widać, że współpracują chyba lepiej, bo strzelają bramki. Przy jednej bramce - jak w pierwszych dwóch meczach - ciężko jest wygrać spotkanie. Ze Słowenią strzeliliśmy cztery bramki i od razu są trzy punkty.

Każda wygrana jest bardzo budująca. Przeciwko Austrii zespół powinien wyjść z jeszcze większym zaangażowaniem i pokazać, na co nas naprawdę stać. Na pewno się nie przestraszymy i będziemy grali jak równy z równym.


Patryk Wronka:

Chcieliśmy zrehabilitować się za te pierwsze dwa przegrane mecze. Wiadomo: ktoś musi przegrać, ale zagraliśmy poniżej swojego poziomu i teraz chcieliśmy udowodnić kibicom, sobie, trenerowi, że potrafimy lepiej.

Wiedzieliśmy, że potrafimy grać w hokeja, że możemy rywalizować z tymi drużynami, ale coś się zacięło i (do meczu ze Słowenią) musimy lepiej podejść, bardziej konsekwentnie grać w obronie, bo tracimy głupie bramki, z głupich błędów. A w tym spotkaniu super to wyglądało, cała drużyna grała z poświęceniem. Tutaj też szacunek dla Patryka Wajdy, który nie dokończył meczu, ponieważ dostał krążkiem w twarz - i to zwycięstwo dedykujemy też jemu.

(W trzeciej tercji) nie patrzyliśmy na to, że prowadzimy 4-1, bo to by nas zgubiło. Chcieliśmy kontynuować to, co graliśmy przez dwie tercje. Nie patrzyliśmy na zegar. Chcieliśmy po prostu konsekwentnie grać swoje i wiedzieliśmy, że to utrzymamy.

O meczu z Austrią: Przede wszystkim konsekwentna gra w obronie, mało kar. Nie możemy dopuścić do sytuacji jak w pierwszej tercji ze Słowenią, bo wiemy, że 5 na 5 jesteśmy w stanie grać z nimi normalny hokej, a nawet dominować.