Polska dyplomacja nie zabiegała o udział premiera Donalda Tuska w szczycie eurostrefy w Brukseli - dowiedziała się korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon. Wcześniej z zabiegów o swój udział w spotkaniu ministrów finansów eurogrupy w sprawie greckiego kryzysu zrezygnował również Jacek Rostowski. Tłumaczył to brakiem jednomyślności co do naszej roli.
Francja obawiała się bowiem, że będzie to precedens. W przyszłości kraje takie jak Wielka Brytania czy Dania, które nie zamierzają przyjmować euro, podczas swojej prezydencji mogłyby chcieć zasiadać w tak elitarnym gronie.
Teraz, kiedy na brukselskim szczycie nie pojawił się Donald Tusk, polscy dyplomaci tłumaczą, że to nawet dobrze, że Polska jako prezydencja nie uczestniczy w szczycie, bo gdyby doszło do fiaska, to odium spadłoby także nasz kraj. Tłumaczą też, że na szczycie zapadają decyzje dotyczące tylko Grecji, a nie całości eurolandu, i zapewniają, że polski premier jest informowany na bieżąco przez szefa Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya.
Te tłumaczenia stoją jednak w sprzeczności z zapowiedziami samego premiera. Poza tym za naszym udziałem w szczycie wyraźnie opowiada się szef Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, który w braku naszej obecności widzi niebezpieczeństwo pogłębiania się Europy dwóch prędkości. Decydowanie w oddzielnych grupach o przyszłości europejskiej gospodarki jest złym znakiem - mówił Buzek. Podobnego zdania jest większość eurodeputowanych.