Polska wygrała w Warszawie z Estonią 5:1 i zagra w finale baraży o awans do mistrzostw Europy. Bramki dla Polski zdobyli: Przemysław Frankowski, Piotr Zieliński, Jakub Piotrowski, samobójczą Karol Mets i Sebastian Szymański, a dla gości Martin Vetkal. Od 27. minuty Estonia grała w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Maksima Paskotsiego.

REKLAMA

Faworyt czwartkowego meczu był oczywisty. Reprezentacja Polski zajmuje obecnie 30. w rankingu FIFA, natomiast Estonia jest dopiero 123. w tym zestawieniu, a w kwalifikacjach Euro 2024 zdobyła w ośmiu meczach zaledwie jeden punkt, notując bilans bramek 2-22.

Biało-czerwoni, których do września 2023 roku prowadził Portugalczyk Fernando Santos, po wyjazdowych porażkach z Czechami, Mołdawią i Albanią zajęli trzecie miejsce w swojej grupie. Mieli jednak prawo wystąpić w barażach dzięki udziałowi w 2022 roku w najwyższej dywizji Ligi Narodów. Estonia dostała takie prawo jako przedstawiciel najniższej dywizji (D).

Wiemy, że zawaliliśmy eliminacje, ale dostaliśmy szansę gry w barażach i musimy ją wykorzystać. Jesteśmy gotowi - zapewniał przed meczem pomocnik biało-czerwonych Kamil Grosicki.

Doświadczony zawodnik usiadł na ławce rezerwowych. Od pierwszej minuty trener Michał Probierz dał szansę m.in. obrońcy Pawłowi Dawidowiczowi oraz pomocnikom Bartoszowi Sliszowi i Jakubowi Piotrowskiemu.

Dla kapitana Roberta Lewandowskiego to był 147. występ w reprezentacji. Obok niego w ataku wystąpił Karol Świderski.

W ekipie Estonii poza kadrą meczową znalazł się jej najbardziej doświadczony piłkarz, znany z występów w Piaście Gliwice i Jagiellonii Białystok Konstantin Vassiljev (obecnie Flora Tallinn), który w sierpniu skończy 40 lat.

Zgodnie z przewidywaniami, od początku spotkania podopieczni Probierza przejęli inicjatywę. W trzeciej minucie piłkę po strzale Piotra Zielińskiego wybił na rzut rożny bramkarz Karl Jakob Hein. Siedem minut później na pole karne z lewej strony wbiegł Nicola Zalewski, ale został zablokowany.

Bardzo bliski powodzenia był też Piotrowski, ale minimalnie chybił z dystansu.

Napór gospodarzy rósł i gol wydawał się tylko kwestią czasu. Przed bramką Heina co chwila się "kotłowało". Estończycy mieli problemy z wyjściem nie tylko ze swojej połowy, ale nawet z własnego pola karnego.

W 22. minucie kibice na PGE Narodowym po raz pierwszy tego dnia mieli powody do radości. Na pole karne z prawej strony wbiegł Przemysław Frankowski i płaskim strzałem pewnie pokonał Heina.

Pięć minut później sytuacja Estończyków stała się jeszcze trudniejsza. Drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył zawodnik gości Maksim Paskotsi.

To nieco uspokoiło poczynania biało-czerwonych, ale nie zmieniło obrazu meczu. Podopieczni Probierza wciąż mieli zdecydowaną przewagę. W 43. minucie płasko strzelił Lewandowski, jednak prosto w Heina i bramkarz gości nie miał kłopotów ze złapaniem piłki.

W drugiej połowie meczu padło pięć goli - cztery dla Polski

Na początku drugiej połowy losy tego meczu zostały już praktycznie rozstrzygnięte. W 50. minucie po dośrodkowaniu z lewej strony Zalewskiego bramkę uderzeniem głową zdobył Zieliński.

Na trybunach zaczęła się fiesta, polscy piłkarze stwarzali kolejne okazje (m.in. Świderski i Lewandowski), ale jednemu zawodnikowi nie było do śmiechu. W 56. minucie boisko z powodu kontuzji musiał opuścić Matty Cash, który grał bardzo krótko - w przerwie zastąpił Frankowskiego.

W 70. minucie było już 3:0, tym razem precyzyjnym strzałem z dystansu popisał się Piotrowski.

Sprawa awansu była przesądzona, więc Probierz zdecydował się na zmiany. Chwilę po golu Piotrowskiego zdjął z boiska trzech zawodników, m.in. pomocnika Łudogorca Razgrad, a wprowadził Jakuba Modera. Dla piłkarza Brightonu to powrót do kadry po dwuletniej przerwie, spowodowanej kontuzją.

To nie był koniec strzeleckich popisów. W 76. minucie Polska prowadziła już... 5:0. Najpierw samobójcze trafienie zaliczył Karol Mets, a chwilę potem do siatki trafił wprowadzony krótko wcześniej Sebastian Szymański.

W 78. minucie stadion na chwilę jednak ucichł, bowiem niespodziewanie bramkę dla Estonii zdobył Martin Vetkal. Rozległy się nawet gwizdy. Ten gol oczywiście nie wpłynął na przebieg meczu, ale na moment popsuł ogólne wrażenie...

To był jedyny zryw Estończyków. Polska wciąż miała dużą przewagę, jednak wynik już się nie zmienił.

We wtorek w finale baraży drużyna Probierza zagra w Cardiff z Walią, która pokonała u siebie Finlandię 4:1.

Polska: Wojciech Szczęsny - Jan Bednarek, Paweł Dawidowicz, Jakub Kiwior - Przemysław Frankowski, Jakub Piotrowski, Bartosz Slisz, Piotr Zieliński, Nicola Zalewski - Karol Świderski, Robert Lewandowski (kapitan).

Estonia: Karl Jakob Hein - Ragnar Klavan, Joonas Tamm, Maksim Paskotsi (do 27 minuty, dostał czerwoną kartkę), Karol Mets (kapitan), Ken Kallaste - Alex Matthias Tamm, Markus Soomets, Martin Vetkal, Kevor Palumets - Oliver Jurgens.

Sędzia: Slavko Vincic (Słowenia).

Bramki: dla Polski - Przemysław Frankowski (22), Piotr Zieliński (50-głową), Jakub Piotrowski (70), Karol Mets (74-samob.), Sebastian Szymański (76); dla Estonii - Martin Vetkal (78).

Czerwona kartka: Maksim Paskotsi (Estonia, 27).