Policja zatrzymała mężczyznę mogącego mieć związek z pobiciem dziennikarek "Gazety Wyborczej" podczas wczorajszych wrocławskich protestów przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji.
Trwają czynność w tej sprawie, a dwie poszkodowane osoby składają właśnie zawiadomienie (chodzi o dwie dziennikarki - przyp. PAP) - mówi rzecznik dolnośląskiej policji Kamil Rynkiewicz. Rzecznik dodał, że policja nadal prowadzi działania ws. ataków na uczestników środowych protestów.
Dziennikarki "Gazety Wyborczej", które relacjonowały środowe protesty, zostały zaatakowane przez mężczyznę u zbiegu ulic Krupniczej i Kazimierza Wielkiego.
Sytuację uwiecznił na filmie reporter Radia GRA Mateusz Czmiel. Na opublikowanym filmie widać, jak mężczyzna podbiega do jednej z nich i mocno ją odpycha. Kobieta upada na jezdnię.
#Wrocaw: grupa ok 40 mezczyzn zaatakowaa uczestnikw protestu na wysokoci Krupniczej. Dwie osoby zabrao pogotowie. Na ulicach wielotysiczne tumy. #StrajkKobiet #StrajkStudentek #protest @RMF24pl pic.twitter.com/fxlywnyf7H
MCzmielOctober 28, 2020
Na innym filmie widać grupę kilkunastu agresywnych mężczyzn, którzy - według komentarza nagrywającego film - użyli gazu łzawiącego wobec uczestników protestów.
Według nieoficjalnych ustaleń "Gazety Wyborczej", zatrzymany to 32-letni Robert G. Jak podała gazeta, to członek nieoficjalnej bojówki chuliganów wrocławskiego Śląska "Silesia".
Wczoraj we Wrocławiu w protestach wzięły udział tysiące ludzi. Manifestanci przemaszerowali ulicami ścisłego centrum Wrocławia. W proteście brali udział też motocykliści i rowerzyści. Manifestacje odbywał się właściwie przez cały dzień, a ich kulminacja nastąpiła wieczorem.
Z kolei białostocka policja zbiera materiały dotyczące zdarzeń, do których doszło wczoraj wieczorem pod koniec tzw. czarnego spaceru w mieście. W kierunku uczestników marszu poleciały petardy i race, dotąd nikogo nie zatrzymano. Funkcjonariusze proszą o kontakt osoby, którego np. mają nagrania, które mogą pomóc w dochodzeniu lub zostały poszkodowane.
Według szacunków policji, we wczorajszym czarnym marszu w Białymstoku wzięło udział ok. 18 tys. osób. Ponad dwugodzinna trasa była tak ustalona, że spacerujący ominęli białostocką katedrę katolicką, nie podchodzili też pod kościół św. Rocha, który mijali w odległości kilkudziesięciu metrów, nie poszli też pod biuro regionalne Prawa i Sprawiedliwości.
Do incydentu doszło pod koniec marszu. Pierwsza petarda wybuchła, gdy protestujący przechodzili obok ul. Kościelnej prowadzącej do kurii i katolickiej katedry, przed którą zgromadzili się przedstawiciele środowisk narodowych.
Z relacji świadków wynika, że petard i rac świetlnych wybuchło kilka, były rzucane w stronę uczestników marszu. Manifestanci po wybuchu pierwszych zaczęli uciekać w różne strony, część pobiegła do przylegającego do ulicy zadrzewionego skweru, tam też skierowali się kontrmanifestanci. W relacjach w mediach społecznościowych uczestnicy marszu piszą o uciekaniu i chowaniu się przed kontrmanifestantami na pobliskich ulicach. Na skraju skweru - jak relacjonują świadkowie - również doszło do ataku na uczestników marszu.
W internecie po marszu jak i w jego trakcie pojawiły się liczne relacje, komentarze, zdjęcia oraz filmiki nagrane komórkami. Na jednym z filmików widać moment ataku na kilku osób, które otoczyła grupka kontrmanifestantów. Na nagraniu słychać krzyki, widać nadbiegające kolejne osoby, a także moment wyrwania megafonu jednemu z uczestników marszu. Na innym filmiku widać, jak duża grupa kontrmanifestantów wybiega z ul. Kościelnej. Na kolejnym słychać jak wybucha kolejna petarda.
W sieci udostępniony jest też filmik nagrywany przez osobę, która szła z grupą narodowców ul. Kościelną w stronę Alei Piłsudskiego. Widać, jak ta grupa (co najmniej kilkanaście osób) biegnie w dół ulicy. Uchwycony został też moment, jak jedna osoba odpala racę i rzuca w stronę protestujących. Filmik kończy się, gdy kontrmanifestanci przebiegają przez ulicę i są za uczestnikami marszu.
"Uciekliśmy, ale żona ma rozbity nos! Petarda w nią uderzyła" - poinformował uczestnik, który zadzwonił do jednej z lokalnych redakcji. Na jednym ze zdjęć opublikowanych przez innych widać, że ratownik medyczny udziela pomocy dziewczynie, która ma obrażenia twarzy.
Jak podał rzecznik podlaskiej policji Tomasz Krupa, grupa ok. 50 osób wybiegła spomiędzy budynków w bocznej ulicy i "wbiegła w przemarsz", w sumie w kierunku maszerujących poleciało ok. dwudziestu petard i rac. Trwa ustalanie sprawców, na razie nikt nie został zatrzymany, policja ma też własne nagrania.