Do tej pory konsulat Korei Północnej w chińskim Dandong, tuż przy granicy, byłby trudny do znalezienia. Jest zlokalizowany na 21. piętrze wieżowca Jia Di Plaza. Nie pomogłyby ani poszukiwania w internecie, ani pytania obsługi w lobby. Jednak w tym tygodniu wystarczyło iść za tłumem Chińczyków i Koreańczyków, którzy chcieli złożyć kondolencje i zanieść kwiaty w hołdzie północnokoreańskiemu przywódcy. Ludzie przychodzą do konsulatu od 19 grudnia, gdy ogłoszono, że Kim Dzong Il zmarł.
Niektórzy przynoszą pojedyncze kwiaty, inni wielkie bukiety. Wybierają albo białe, albo żółte chryzantemy. Wszyscy stoją w długiej kolejce w korytarzu przed konsulatem. Gdy wejdą, najpierw muszą się zarejestrować i podpisać. Później składają kwiaty na stosie innych i na kilka chwil się zatrzymują przed fotografią Kima. W środę przed południem konsulat odwiedziło 315 osób. Poprzedniego dnia był znacznie większy ruch - przyznał obsługujący gości urzędnik o wąskich ustach. Odmówił jednak podania liczb.
Z zachodniego brzegu rzeki Yalu widać koreańską granicę. To mniej niż 800 metrów. Ale nie można zbyt dużo zobaczyć. Za dnia widać kilka kominów rozpadających się fabryk i zarys innych budynków. Bardzo blisko Most Przyjaźni, który prowadzi do północnokoreańskiego miasta Sinuiju, widać opuszczoną i nieruchomą karuzelę. Widok w nocy może być jeszcze bardziej wymowny. To prawie całkowita ciemność z zaledwie kilkoma żarówkami widocznymi wzdłuż całego brzegu rzeki.
Oficjalna informacja o śmierci Kim Dzong Ila spowodowała, że w Dandong zamknięto liczne koreańskie sklepy, restauracje i firmy handlowe. Wielu mieszkańców, którzy żyją z handlu z sąsiadami zza rzeki ma nadzieję, że sytuacja wróci do normy po oficjalnej żałobie i pogrzebie Kima 28 grudnia.
Zyski z handlu i turystyki mają bardzo duży wpływ na gospodarkę Dandong. Chińskie statystyki pokazują, że handel między Chinami a Koreą Północną w 2010 roku wzrósł prawie o 30 procent w porównaniu do 2009 roku i był wart prawie 3,5 miliarda dolarów. To rekord. A 60 procent wymiany handlowej odbywa się właśnie przez Dandong.
Istnieje obawa, że powrót do normalności nie będzie taki prosty, szczególnie przy zmianie przywódcy na jeszcze nieznanego dwudziestokilkulatka, Kim Dzong Una, trzeciego syna zmarłego dyktatora. Wszystko może się wydarzyć. To bardzo dziwne miejsce i bardzo dziwna sytuacja, by tak młody człowiek obejmował przywództwo - mówi chiński menedżer w firmie handlowej, który często podróżuje służbowo do Korei Północnej.
Wszelkie turbulencje w Korei Północnej - czy to napięcie sytuacji wojskiej, czy też nasilająca się fala uchodźców, będzie w Dandong wyjątkowo odczuwalna. Na razie jednak, w ciągu pierwszych dni od chwili ogłoszenia śmierci Kim Dzong Ila, był spokój; nie było żadnych sygnałów specjalnej obecności policji czy wojska.
Na zatłoczonych ulicach Dandong zwyczajny ruch, w parku nad rzeką emeryci puszczają latawce, a handlarze sprzedają błyskotki i pamiątki. Płacz i zgrzytanie zębami można usłyszeć jedynie nastawiając radio na fale stacji północnokoreańskiej, która emituje ponurą muzykę i smutne, pełne rozpaczy ogłoszenia.
Mimo pogłosek o rychłym zamknięciu całego ruchu granicznego, sznur samochodów, także wielkich ciężarówek i mniejszych vanów, ciągnął w środę rano w stronę Korei. Sytuacja była podobna w przygranicznym Yanbian, kilkaset kilometrów na północny wschód od Dandong - donosili lokalni mieszkańcy i zachodni dyplomaci, którzy kręcili się po okolicy, szukając informacji.
Poza konsulatem północnokoreański handlowiec, który chce zachować anonimowość, mówi, że to jedyne poprawne zachowanie, by w czasie żałoby zawiesić działalność. Ale śpieszy dodać, że w przyszłości wszystko wróci do normy. Mieszkańcy Dandong mogą tylko mieć nadzieję, że jego prognozy się sprawdzą. A nim to się stanie - mogą skorzystać na nagłym rozkwicie biznesu kwiatowego.
Tłumaczenie:
Agnieszka Witkowicz