Mimo wcześniejszych zapewnień francuscy piłkarze zażądali od krajowej federacji wypłaty premii za start w mistrzostwach świata w RPA. To o tyle zaskakujące, że w mundialu Trójkolorowi zdobyli zaledwie jeden punkt, a ich udział w turnieju zakończył się już po pierwszej fazie i wielkim skandalem.
Według gazety "L'Equipe", w kwestii premii chodzi o kwotę dwóch milionów euro, obiecaną wcześniej piłkarzom, którzy wystąpią na afrykańskich boiskach. Pod koniec lipca, po mundialu, kapitan zespołu Patrice Evra zaznaczał jednak, że po tak fatalnym występie Trójkolorowi rezygnują ze wszystkich należnych im premii. Nie przyjmiemy nawet centa - zapowiadał, a żaden z jego kolegów z drużyny nie zaprotestował. Teraz natomiast piłkarze twierdzą, że mieli na myśli pieniądze, które przysługiwałyby im za awans do 1/8 finału, do którego i tak się nie dostali. Te tłumaczenia krótko skomentował portal sportowy "Le10Sport": Bleus to kłamcy.
Przedstawicielem piłkarzy został wybrany Alou Diarra. Pomocnik z Girondins Bordeaux ma w następnych dniach uczestniczyć w negocjacjach ze związkiem. Jednak, według magazynu "France Football", federacja tak łatwo się nie podda, zwłaszcza, że na dzień 30 czerwca zanotowała w budżecie deficyt w wysokości 26 mln euro.
Jednak to nie przedwczesne odpadnięcie Francuzów z mundialu było dla kibiców najgorsze. Punktem kulminacyjnym był strajk zawodników na treningu. W ten sposób chcieli zamanifestować swój sprzeciw przeciwko wyrzuceniu z kadry Nicolasa Anelki. Gracz Chelsea Londyn pożegnał się z drużyną, bo w połowie meczu z Meksykiem w szatni zwymyślał trenera Raymonda Domenecha.
Ostatecznie Komisja Dyscyplinarna francuskiej federacji zawiesiła Anelkę na 18 spotkań reprezentacyjnych. Na jeden mecz wykluczono też Jeremy'ego Toulalana. Oprócz tego nowy szkoleniowiec Laurent Blanc nie powołał żadnego uczestnika mundialu na spotkanie towarzyskie z Norwegią (1:2).