W Anglii wykonaliśmy ponad 1,2 tys. testów. Sprawdzaliśmy ciężarówkę za ciężarówką. Po całej nocy robienia wymazów, zmęczeni, zobaczyliśmy piękny widok pustego placu przed portem - powiedział PAP dyrektor Szpitala Tymczasowego na Stadionie PGE Narodowy dr Artur Zaczyński, który brał udział w akcji testowania kierowców w Dover.

REKLAMA

Otrzymałem pytanie w Wigilię około godziny 14, czy jesteśmy w stanie polecieć do Dover i pomóc. Powiedziałem, że potrzebuję 10 minut. A po 10 minutach powiedziałem, że to zrobimy. Na początku się zgłosiło 20 osób, a finalnie na lotnisku było 37 osób - wspomina w rozmowie PAP dr Artur Zaczyński.

Wskazał, że po dotarciu na miejsce polscy ratownicy w Dover zastali "totalny chaos". Dużo służb, dużo wojska i olbrzymie napięcie wśród kierowców - powiedział.

Dodał, że pracę zaczęli o północy. Na początku medycy podzielili się na dwuosobowe zespoły i w porozumieniu z wojskiem szli i po kolei testowali ludzi w ciężarówkach i samochodach. Ci, których testowaliśmy, bardzo nam pomagali. Wysiadali w maskach, dawali sobie zrobić wymazy. Dostawali płytki z wymazem i czekali na żołnierzy, którzy sprawdzali, czy wynik po 15 minutach jest dodatni czy ujemny. Następnie wojsko wystawiało im certyfikat - opowiadał.

Dr Zaczyński wyjawił, że w trakcie akcji zużyto ponad 1,2 tys. testów. Ale to nie było 1,2 tys. ciężarówek. Bo zdarzało się, że w ciężarówce były dwie osoby. Sprawdzaliśmy też vany wieloosobowe, w których jechało kilkanaście osób oraz całe rodziny, które jechały z przyczepami - podkreślił.

Wśród osób, które sprawdziliśmy, byli m.in. Ukraińcy, Białorusini, Litwini, Łotysze, Bułgarzy. Nie tylko Polacy. Nie można było rozgraniczyć i podchodzić tylko do Polaków, to nie byłoby ludzkie - powiedział doktor, dodając, że jedynie w przypadku ok. 20 osób testy wykazały obecność koronawirusa. Wielu z nich zdąży na święta obrządku wschodniego - dodał dr Zaczyński.

Sprawdzaliśmy ciężarówkę za ciężarówką. Samochody stały w około 2-kilometrowym sznurze. Jedni mieli już wykonane testy. Inni mieli testy i certyfikaty. Jednak większość ich nie miała. Po ośmiu godzinach zakończyliśmy robienie wymazów i zastał nas piękny widok. Plac był pusty.
dodał.

Wielka akcja testowania kierowców na brytyjsko-francuskiej granicy

Problemy kierowców ciężarówek i osobowych busów zaczęły się w niedzielę, kiedy Francja zdecydowała o całkowitym zamknięciu granic z Wielką Brytanią. Wszystko z obawy przed nową odmianą koronawirusa, którą wykryto na Wyspach, a która - według badaczy - jest bardziej zaraźliwa.

Granica została otwarta w minioną środę na mocy porozumienia, według którego z Wielkiej Brytanii można wjechać do Francji tylko przedstawiając negatywny wynik testu na Covid-19.

Aktualne informacje na temat sytuacji ciężarówek w Kent: 15 526 testów na koronawirusa obecnie przeprowadzonych. Tylko 36 pozytywnych wyników, które są w trakcie weryfikacji (0,23 proc.). Manston jest teraz puste i ciężarówki nie powinny już tam jechać. Ogromne podziękowania dla wszystkich, którzy pracowali niestrudzenie przez ostatnie kilka dni, aby zmniejszyć ogromne zakłócenia spowodowane nagłym zamknięciem francuskiej granicy: policja, wojsko, planiści, władze lokalne, organizacje charytatywne, personel graniczny - wszyscy zebrali się, by dostarczyć jedzenie i picie znajdującym się w trudnej sytuacji przewoźnikom - napisał Shapps na Twitterze w sobotę.

W czwartek wieczorem grupa 37 lekarzy, diagnostów, pielęgniarek i ratowników medycznych przyleciała na londyńskie lotnisko Gatwick, po czym udała się do Dover. To trzecie miejsce, obok dawnego lotniska Manston oraz autostrady M20, gdzie prowadzone są testy.

Medycy pracowali tam do piątku rano, po czym zmieniła ich grupa żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej.