"Miałem wypadek przy 160 kilometrach na godzinę. Ale nie był niebezpieczny, złamałem tylko...nartę. Zawodnicy upadają czasami przy 200 km/h, ale mają tylko poparzenia od tarcia" - mówi w RMF FM Jędrzej Dobrowolski, rekordzista Polski pod względem prędkości osiąganej na nartach. Zakopiańczyk startuje w Pucharze Świata, w którym ostatnio jechał 244 km/h.
Maciej Jermakow, RMF FM: Pobiłeś rekord Polski, ale to chyba tylko wyostrzyło twój apetyt?
Jędrzej Dobrowolski: Jestem taką osobą, że ciężko mi samemu siebie zadowolić. Im więcej jem, tym jestem bardziej głodny. Ja w tym roku zmieniłem swoje myślenie, bo ostatnio było tak, że były dobre wyniki, ale nie byłem zadowolony. Teraz się rozluźniłem i cieszę się z tego, co zrobiłem. Osiągnąłem cel, ale wiem, że mogę pojechać jeszcze szybciej, mój przejazd treningowy nie był idealny. Błędy mogły mi zabrać 3-4 kilometry na godzinę.
W czym można szukać tej prędkości? W treningach, w twoim ciele?
Na pewno i w jednym, i w drugim. Do tego dochodzi jeszcze sprzęt. Dobrze by było, gdybym miał trening w tunelu aerodynamicznym, gdzie mógłbym poćwiczyć opór powietrza przy prędkości 260 kilometrów na godzinę. Dotychczas ćwiczyłem na Politechnice Krakowskiej, tam robiłem badania w tunelu, ale prędkość wiatru była 160 kilometrów na godzinę. To były zatem badania, a nie prawdziwy trening.
A jak wyglądają twoje pozostałe treningi? Chodzi o przygotowanie ciała i mięśni do zjazdów?
Tak. Najpierw jednak trzeba oswoić głowę, psychika musi sobie przypomnieć, że potrafię to robić. Trenuję też stabilizację, bo ten sport polega na tym, żeby się nie ruszać. Przeciążenia, opór powietrza, nierówności - to wszystko jednak rozbija moją pozycję. A jedynym treningiem, który mi w tym pomoże jest jazda.
W trakcie zjazdu pracują wszystkie mięśnie?
Zgadza się. Ręce, nogi, tułów i głowa - to wszystko ma być jak z betonu.
A propos głowy - co dzieje się w niej, gdy pędzisz grubo ponad 200 kilometrów na godzinę po niemal pionowym stoku?
Ważne jest doświadczenie. Ja teraz walczę o prędkość, a kiedyś walczyłem, by ustać. Teraz wiem więcej, więc myślę tylko o tym, by jechać ja najszybciej. Nie mam żadnych oporów.
Miałeś kiedykolwiek jakąś niebezpieczną sytuację?
Miałem wypadek przy 160 kilometrach na godzinę. Ale nie był niebezpieczny, złamałem tylko... nartę. Zawodnicy upadają czasami przy 200 km/h, ale mają tylko poparzenia od tarcia.
Z czego zrobiony jest twój sprzęt? Bo nie jest to takie standardowe wyposażenie jak u narciarzy alpejskich.
Kombinezon przede wszystkim nie przepuszcza powietrza. To jest guma, która wręcz uniemożliwia pewne ruchy i przeszkadza w oddychaniu, bo tak mocno uciska klatkę piersiową. Niewygodne jest też to, że ja zapinając buty zapinam je na 5 godzin! Nie mogę ich później odpiąć przed startem. I tak kilka dni z rzędu.
Masz też spoilery... jak w wyścigowych samochodach!
Tak, mam spoilery na łydkach. One stabilizują jazdę, to bardzo ważna część stroju.
Rywalizujesz z zawodnikami, którzy mają nieco łatwiej. Włosi i Francuzi rzeczywiście są o krok przed nami pod względem organizacji?
Tak, Francuzi przede wszystkim mają trasę, na której można bić rekordy, a Włosi mają do niej bardzo blisko. Te ekipy mają też większe finansowanie.
Powiedz jeszcze, jakie masz plany na najbliższe miesiące?
Chcę wrócić do treningów i myślę o tym, co muszę zrobić by było lepiej. Chcę ulepszyć kombinezon, kijki, mamy też pewne pomysły, jeśli chodzi o smarowanie. Mam też nadzieję, że wrócę do współpracy z Politechniką Krakowską.
(MN)