Około dziesięciu budynków trzeba będzie wyburzyć w oddalonym o kilka kilometrów od Lądka-Zdroju Radochowie. Woda po przerwaniu tamy w Stroniu porywała tam wszystko, co napotkała na swojej drodze. Do wsi dotarł reporter RMF FM Mateusz Chłystun, który rozmawiał m.in. z sołtysem.
Radochów, podobnie jak wiele innych wsi i miast w na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie, mierzył się w ostatnich dniach z potężną powodzią.
Siłę żywiołu doskonale obrazuje przewrócony do góry nogami ciągnik rolniczy, który stał na placu przy strażackiej remizie. Teraz płynie tędy woda - donosi nasz reporter.
Radochw koo Ldka Zdroju. Co najmniej 10 budynkw we wsi trzeba bdzie zburzy. We wzajemnej ssiedzkiej pomocy mieszkacw wspiera kilku straakw z OSP, ale trac ju siy. Licz na pomoc z zewntrz. @RMF24pl 1/2 pic.twitter.com/2731B6ufdO
MateuszChlystunSeptember 16, 2024
Tuż obok jest zerwany w połowie most, ale da się nim przejść na drugą stronę wioski.
Reporter RMF FM spotkał przy nim pana Romana, szukającego wody dla swojej rodziny i swoich koni.
Piliśmy deszczówkę. To nie ta woda, którą pije się normalnie. Rewolucja jest w brzuchu - przyznał otwarcie mężczyzna.
Woda ze stodoły wdarła się do domu, ale zdążyłem wszystko uratować szuflą - dodał, podkreślając, że prosił żonę o modlitwę w trakcie najcięższej sytuacji powodziowej.
Wioska jest doszczętnie zniszczona. Nurt wylewającej rzeki położył ogrodzenia na posesjach, podmył fundamenty i w dwóch przypadkach zabrał spore fragmenty budynków.
Na chwilę obecną nikt praktycznie nam nie pomaga. Ile możemy, to sami robimy - powiedział inny mężczyzna napotkany przez reportera RMF FM w Radochowie, przyznając, że potrzebne są kompetentne ręce do pomocy.
We wzajemną sąsiedzką pomoc angażują się tu strażacy ochotnicy, ale jest ich zaledwie kilku.
Radochowscy strażacy musieli ratować nie tylko cudzy, ale i własny dobytek. W trakcie powodzi w ostatniej chwili wyprowadzili z remizy swój wóz. Odprowadzony na wzgórze, tam przetrwał najgorsze.
Teraz służy do pomocy mieszkańcom, nie wystarcza jednak, by zabezpieczyć wszystkie potrzeby. Część mieszkańców Radochowa ze łzami w oczach przygląda się katastrofie, jaką spowodował żywioł.
Z domu, którego jednej czwartej już nie ma, lokatorzy starają się wynieść to, co ocalało. Dziecięcy fotelik, naczynia czy pojedyncze meble. Wszystko brudne od rzecznego mułu, który przelewał się przez budynek. To, co porwał nurt - jeszcze dwa dni temu zdobiło mieszkania i ogrody, teraz leży na wielkich stertach, tam gdzie poziom wody opadł - donosi nasz reporter.
Sołtys Radochowa Marek Stuła przyznał, że we wsi jest "prawdopodobnie ok. 10 budynków do wyburzenia".
Sołtys, a zarazem strażak ochotnik, powiedział RMF FM, że część mieszkańców zbagatelizowała informację o ewakuacji.
Ludzie, których informowaliśmy dzień, dwa wcześniej przed falą kulminacyjną, żeby wszystkie swoje rzeczy do góry podnosili i ewakuowali się, to co niektórzy zbagatelizowali to i potem był problem, bo wydzwaniali do nas, do strażaków, żeby w nocy, druga w nocy, przyjechać - opowiedział mężczyzna.
Pozrywane mosty i zalane drogi utrudniają dostawy wody czy żywności. Podobnie jak w pobliskim Lądku-Zdroju, w Radochowie nie ma prądu ani łączności.