"Rosjanie nie zostali rozliczeni po II wojnie światowej. Wszyscy mordercy i gwałciciele, którzy wracali z Zachodu, byli witani w Moskwie jak bohaterowie. Tych dziadków, na których dzisiaj patrzymy na Placu Czerwonym, traktuje się jak bohaterów, a niejeden z nich ma ręce zamoczone we krwi po brutalnym traktowaniu wszystkich ludzi, których spotykał w trakcie 'wyzwalania' nas" - mówił Paweł Mateńczuk, były żołnierz GROM-u, w rozmowie dla Radia RMF24.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Rosyjscy okupanci tworzą iluzję tego, że wycofują się z Chersonia, a tak naprawdę wzmacniają siły i przygotowują się do obrony miasta - stwierdził Kyryło Budanow, szef ukraińskiego wywiadu. Czy Ukraińców czekają walki miejskie? Sytuację na froncie wyjaśniał i naświetlał w Radiu RMF24 Paweł Mateńczuk ps. Naval, były żołnierz GROM-u, dzisiaj pisarz, autor najnowszej książki "Lider w stylu GROM".
Słowem kluczowym, według Mateńczuka, jest "strategia". Ukraiński kontrwywiad działa i widzimy jakie siły, środki są przemieszczane i gdzie. Zatem Ukraińcy badają, co ich czeka. W ten sposób ten czas jest dla nich dobry, bo mogą się lepiej przygotować, ale ten czas jest także po stronie rosyjskiej, a więc Rosjanie będą minować teren, robić pułapki, barykady w różnych częściach miasta tak, aby go nie oddać - tłumaczył.
Na przykładzie Powstania Warszawskiego były wojskowy pokazywał, jak trudne są walki w mieście. Niemcy nie radzili sobie z powstańcami, tak naprawdę z ochotniczą armią słabo wyposażoną, częściowo słabo wyszkoloną. I co zrobili? Musieli praktycznie niszczyć kwadrat po kwadracie. (...) Doszli do wniosku, że aby w mieście wygrać i zmniejszyć swoje straty, trzeba po prostu miasto zrównać z ziemią. Pojawia się pytanie, czy Ukraińcy są gotowi na zdemolowanie własnego Chersonia, bo Rosjanom jest to jak najbardziej na rękę - zaznaczał ekspert.
Inną strategią jest zablokowanie miasta z każdej strony i zmuszenie obrońców do kapitulacji. Bez większych strat można by doprowadzić do sytuacji, w której Rosjanie sami opuszczą miasto. Jednak, według Pawła Mateńczuka, Rosjanie nie oddadzą w ten sposób Chersonia, ponieważ dążą do jak największych zniszczeń na terenie Ukrainy. Przecież my to znamy z naszej historii po II wojnie światowej. Co Rosjanie robili w Prusach i na Śląsku? Wywozili wszystko, wyrywali nawet kable ze ścian - mówił.
Na pytanie, skąd takie zachowania, taka mentalność u Rosjan, Naval odpowiedział, że problem polega na tym, iż "Rosjanie nie zostali rozliczeni po II wojnie światowej".
Wszyscy mordercy i gwałciciele, którzy wracali z Zachodu byli witani w Moskwie jak bohaterowie. Tych dziadków, na których dzisiaj patrzymy na Placu Czerwonym, traktuje się jak bohaterów, a niejeden z nich ma ręce zamoczone we krwi po brutalnym traktowaniu wszystkich ludzi, których spotykał w trakcie "wyzwalania" nas. Ta "kultura" została 80 lat później i istnieje przyzwolenie całego, może części narodu na oficjalne mniemanie, że trzeba topić ukraińskie dzieci, mordować Ukraińców. Bo co? Bo ktoś ma inny punkt widzenia i chęć życia w innej geopolityce niż widzi to Moskwa? - mówił.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Przy oblężeniu Chersonia istotna będzie łączność. Według byłego wojskowego, Rosjanie atakując infrastrukturę Ukrainy, nie tylko odcinają mieszkańców od prądu i ogrzewania, ale także utrudniają komunikację ukraińskiej armii. Zatem głównymi punktami strategicznymi są sieci komunikacyjne, sieci energetyczne. Baterie, które są załadowane, czy agregaty po jakimś czasie już nie pomogą, bo skończy się paliwo - mówił dalej.
Kolejnymi punktami strategicznymi będą twierdze trudne do zdobycia. W Mariupolu była to huta Azowstal. To samo zrobią Rosjanie. Wybiorą sobie miejsca i budynki punktowe, w których będzie im się dobrze bronić - tłumaczył ekspert. Nawet w przypadku demolowania miasta, te fortece będą trudne do zniszczenia.
Na pytanie, czy Ukraińcy mogą wyrzucić Rosjan za Dniepr przed zimą, Mateńczuk odpowiedział, że jest taka szansa, patrząc na różnice w morale żołnierzy obu stron konfliktu. Ta demoralizacja postępuje coraz bardziej i w pewnym momencie sami rosyjscy żołnierze mogą powiedzieć "Mamy dosyć!" i wycofać się. Należy pamiętać, że te doborowe jednostki rosyjskie praktycznie już nie istnieją w tym składzie pierwotnym, a więc jest całe mnóstwo maruderów - tłumaczył. W dodatku "nikt sobie nawzajem nie wierzy, a jedni okradają drugich".
W kontekście blokady informacyjnej w okolicach Chersoniu Naval nawiązał do słabnącej rosyjskiej propagandy. Myślę, że to jest ta chwila, gdzie właśnie propaganda radziecka dotarła "pod sam korek" i już niczego więcej wymyślić nie może - zaznaczył. Rosyjscy ministrowie sami motają się w swoich wypowiedziach, a propaganda staje się bezsensownym pustosłowiem, w które coraz mniej osób wierzy. Przecież rosyjska armia była armią ofensywną, a ona musi przejść do defensywy - zaznaczył.
Ostatnie pytanie dotyczyło przerwy operacyjnej w armii ukraińskiej i braku informacji spływających z frontu chersońskiego. Paweł Mateńczuk odpowiedział, że "nam się wydaje, że przerwa operacyjna jest taka, że oni tam leżą i odpoczywają". Nie, przerwa operacyjna czasami jest dużo cięższa i dużo większe siły oraz środki są potrzebne, aby przygotować się do tego konkretnego uderzenia. Są tam naprawdę bardzo zapracowani - podsumował.
Opracowanie: Rafał Szarek