"W Powstaniu Warszawskim poległo wielu moich przyjaciół. Groby części z nich są całkowicie zaniedbane i zapomniane." Tak mówi Wanda Traczyk-Stawska w klipie Muzeum Powstania Warszawskiego. Muzeum zbiera pieniądze na renowacje grobów poległych Powstańców. Pierwszy raz promuje akcję filmem z Powstańcem. Z bohaterką Powstania i bohaterką klipu - rozmawiał reporter RMF FM, Romuald Kłosowski.

REKLAMA

Muzeum Powstania Warszawskiego nakłania do tego, by odrestaurowywać groby Powstańców Warszawskich. Sporo takich grobów jest?

Bardzo dużo. Na cmentarzu Powstańców Warszawy obok Woli mamy pochowanych 104 tysiące ludzi, którzy byli w Powstaniu zamordowani, i jest to w większości ludność cywilna. Na tym cmentarzu tej ludności cywilnej leży ponad 80 tysięcy. Na różnych innych cmentarzach warszawskich leży reszta tych, którzy zostali zabici przez bombardowanie, też głównie cywile, ale także wojskowi. Na przykład na Powązkach wojskowych i Powązkach zwykłych. Wszędzie są groby powstańcze, które w Warszawie zostały.

Ja poznaję panią od kilku dni, bo nie jestem rodowitym warszawiakiem. W internecie jest sporo pani relacji. One są bardzo dokładne, bardzo szczegółowe. Gdy nagrywała pani ten film, nie przychodziło wzruszenie, że w tych mogiłach, które też są zaniedbane, są pani przyjaciele?

Przyjaciele przede wszystkim z Powstania. Walczyłam w oddziale osłonowym Wojskowych Zakładów Wydawniczych. Tam trzonem oddziału byli drukarze i drukarze konspiracyjni. Byli też z innych oddziałów. Z "Zośki", z "Parasola". Byliśmy oddziałem, gdzie produkowano broń już przed Powstaniem i w czasie Powstania. Koordynatorem produkcji Błyskawic był mój dowódca, porucznik Stefan Berent, pseudonim Steb. Byliśmy dlatego dobrze uzbrojonym oddziałem.

Czytałem też, jak dużą rolę miało w tym wszystkim harcerstwo.

Tak. Z tym, że ja byłem łączniczką strzelcem i raczej w oddziale byli od mnie starsi chłopcy. Dziewczęta były w moim wieku, ale żołnierzami byli, jak mówię, podchorążacy zazwyczaj. Albo też ci, którzy sprawdzili się w czasie okupacji.

Tym bardziej, że gdy wybuchła wojna, miała pani 12 lat.

Tak. W Powstaniu miałam 17. Widzi pan, według tego co ja pamiętam, a czego nie biorą pod uwagę historycy, którzy dyskutują, czy Powstanie powinno wybuchnąć czy nie powinno - powstanie było nieuniknione. A to ze względu na to, że 27 lipca Niemcy wydali zarządzanie, że polscy chłopcy i mężczyźni mają się stawić do kopania umocnień. Że będą bronić Warszawy, będą walczyć ze zbliżającymi się wojskami sowieckimi. I ma się ich stawić 100 tysięcy. Ponieważ nikt się nie stawił, albo prawie nikt, bo różne są wersje. Że nikt, że 8 osób. W sumie na ten rozkaz Warszawa odpowiedziała całkowitą niezgodą. I to był pierwszy powód. Wiedzieliśmy po tylu latach okupacji, że teraz będą karać miasto i to nie musi być od razu. Ale jeżeli będzie tam walka w mieście prowadzona przez naszych dwóch wrogów, to Warszawa nie ocaleje w żadnym razie i że wszyscy mieszkańcy Warszawy będą wyrzuceni z tego miasta. Pamiętaliśmy co zrobili z gettem. Warszawiacy byli gotowi bronić swojego miasta, które kochali, a także osobistych mieszkań, domów, całego swojego dobytku. Wiedzieli, że jeśli wyrzucą ludność, a muszą wyrzucić, bo mieli pełną świadomość, że wojsko Armii Krajowej nie mieszka w koszarach, tylko w mieszkaniach swoich rodziców. To była pewna sytuacja, że jeśli my nie zaczniemy, to zaczną komuniści, bo byli gotowi do walki. Albo nawet jakiś inny oddział nie wytrzyma i zacznie. I ludność poprze, bo oni chcieli bronić swojego miejsca życia. Żadne miasto w Polsce i Europie nie było tak udręczone jak Warszawa. Ludność była gotowa do walki, a potem trwała z nami 63 dni mimo okropnych cierpień. Nie ma porównania między tym, jak przeżywa taką walkę żołnierz, a jak przeżywa ludność cywilna. Oni się cały czas bali. Siedzieli w piwnicach. Oni byli odpowiedzialni za swoje małe dzieci, ale też przecież nasze matki siedziały tam i wiedziały, że my giniemy. Żołnierz wykonywał zadanie, miał broń i mógł się bronić, a ludność cywilna była bezbronna, liczyła na żołnierzy. Nasze matki nie kładły się jak "rejtany", kiedy szliśmy do Powstania. One wiedziały, że jeżeli nie będzie Powstania, to będą nas wyłapywać , żeby nas zniszczyć. My w walce mamy tak wysoką adrenalinę, że się nie czuje jak się dostanie. W pierwszej chwili się nie czuje, dopiero później przychodzi ból. A oni bali się cały czas. To jest to, dlaczego ja mogę powiedzieć dlaczego tak bardzo dbam o to, żeby pamięć o ludności zachowała się. Dlatego tak o ten cmentarz walczę. To z dwóch powodów. Raz, że dostałam rozkaz, żeby odnaleźć kolegów. Odnalazłam i od 1947 roku do roku ubiegłego nie było na cmentarzu ich nazwisk. ZBoWiD nie wydawał zgody, a mój oddział nie należał do ZBoWiD-u. Poza tym, władze PRL-u chciały zatrzeć ślady Powstania i zrobić z naszych dowódców głupków i zbrodniarzy, którzy pchnęli ludzi do walki. Nie rozumiejąc, że to oni nas pchnęli, ci którzy szli walczyć z Niemcami o Warszawę. Nasi dwaj wrogowie. Gdyby to szły inne wojska, to powstanie by nie wybuchło. Dziewczyny z Czerwonego Krzyża poszły już w styczniu, żeby rozpoznawać ciała, co było świadectwem niezwykłej odwagi, bo miasto było jeszcze zaminowane. Jeszcze pod śniegiem tkwiły różne pułapki z wojny. One szły i rozpoznawały, mimo ogromnego mrozu, mimo śniegu, dokopywały się do tych ciał i je identyfikowały. Później, kiedy przyszła wiosna i lato, nie mogły te ciała tam zostać, a miejsc na cmentarzach nie było. Wtedy ktoś wymyślił, że trzeba je spalić. Na to zareagował Czerwony Krzyż. Zareagował w ten sposób, że z tych pierwotnych mogił przenieśli ich do wspólnych mogił, żeby miasto mogło żyć, żeby mogło wracać do życia. Wtedy ta akcja uratowała też od spalenia wszystkie ciała, ale równocześnie przy tym przenoszeniu wiadomo było, że przy tej wspólnej mogile jest ktoś, ale zidentyfikować ciała nie można było. Dlatego na Cmentarzu Powstańców Warszawy, który późną jesienią 1945 roku zaistniał, kopano wspólne mogiły. Tam nie wiadomo, w którym miejscu kto leży , ale wiadomo, że tam leży. Ten cmentarz ma 177 mogił, gdzie leżą różni pojedynczo rozpoznani. Ale także - o tym się pisze - i 30 i 100 i 120 nieznanych.

A teraz, na koniec, może takie przesłanie dla tego nowego pokolenia, które rośnie, które o Powstaniu może niewiele wie, bo nawet za czasów PRL-u dużo się wiedziało, chociażby przez relacje rodzinne czy towarzyskie, pomimo, że w obiegu oficjalnym tego nie było - dlaczego powinniśmy wpłacić pieniądze na odrestaurowanie tych mogił?

Bo my, Powstańcy, którzy przeżyli, zostawiamy po sobie swoje dzieci, wnuki, prawnuki, a oni nic. Tylko pamięć, która jest obowiązkiem każdego obywatela tego kraju. Każdego Polaka. Bo Polacy muszą pamiętać, że wolność nie jest dana raz na zawsze, że trzeba dbać o swoje państwo. Dbać tak, żeby było silne, żeby miało możliwość obrony w wypadku, gdy zostanie zaatakowane. To wszystko jest możliwe, gdy obywatele będą mądrzy.