Są ambitni, dynamiczni i zajęci od rana do późnej nocy. A do tego - jak to studenci, w dodatku ekonomii! - liczą każdą wydawaną złotówkę. A jednak znaleźli czas, by w święta być #jakMikołaj. Powód? To się opłaca! Tego, co przeżyła Daria, gdy przywiozła pewnemu chłopcu wymarzony rowerek podczas ostatniej edycji Szlachetnej Paczki, nie kupiłaby za żadne pieniądze.
Szlachetna Paczka to jeden z największych i najskuteczniejszych programów społecznych w Polsce. Istnieje od 2001 roku i jest jedynym na świecie systemem pomocy bezpośredniej, który łączy ogromną skalę działania z tym, że konkretny człowiek wciąż pomaga w nim konkretnemu człowiekowi. Przez 18 lat w działania Paczki włączyło się blisko 4 mln osób, a łączna wartość pomocy materialnej, przekazanej ponad 150 tys. rodzin w potrzebie przekroczyła ćwierć miliarda złotych.
Cięgle się śpieszę - mówi Daria Machal. Ciągle. I wiecznie jestem spóźniona - dodaje.
21-letnia studentka ekonomii na Uniwersytecie Warszawskim (finanse i podatki) w stolicy mieszka od dwóch lat. Chodzi na zajęcia, działa w dwóch kołach naukowych (negocjacji oraz strategii gospodarczej), udziela się jako ambasadorka Inkubatora Warszawskiego i uczy poprawnej wymowy na zajęciach z autoprezentacji. Gdy coś robi, angażuje się na sto procent. Rok temu całą swoją energię poświęciła Szlachetnej Paczce. Za pomaganie zabrała się metodycznie.
To była wspólna inicjatywa naszego koła naukowego - wspomina. Wybraliśmy rodzinę z trójką dzieci i zaczęliśmy działać - mówi.
By zachęcić do włączenia się w akcję jak najwięcej studentów ze swojego wydziału, zaczęli od nagłośnienia jej w mediach społecznościowych. Potem nagrali film pokazujący, jak działa Paczka, a następnie zorganizowali dwa kiermasze. Jeden, na którym sprzedawali książki oraz wypieki, drugi, gdzie można było kupić pyszne wypieki.
To był strzał w dziesiątkę - mówi Daria. Dzięki kiermaszom zebraliśmy pieniądze nawet na bardzo kosztowne prezenty: pralkę oraz laptop - zaznacza.
Podczas finału Paczki Daria reprezentowała uczelnię i wraz z wolontariuszami osobiście odwiedziła rodzinę, dla której studenci przygotowali pomoc. Był tam trzyletni chłopczyk - opowiada. Jak tylko wnieśliśmy specjalnie kupiony dla niego rowerek, to on nawet nie zdążył go rozpakować, tylko od razu na niego wsiadł i powiedział: "Ja będę na nim jeździł!" - wspomina.
Na co dzień najczęściej nie widzimy tego, że wokół nas są ludzie, którzy rzeczywiście potrzebują pomocy. Bo uczelnia, bo praca, bo wszyscy biegamy w kółko. Ale gdy się na chwilę zatrzymamy, zrobimy coś dla innych, to radość, którą dzięki temu możemy sprawić, jest po prostu niesamowita. Ja byłam uskrzydlona - dodaje.
(az)