Filipińczyk Manny Pacquiao, jeden z najbardziej utytułowanych bokserów w historii, wygrał swoją pożegnalną walkę. W Las Vegas pokonał jednogłośnie i wysoko na punkty Amerykanina Timothy'ego Bradleya Jr.
"Pac-Man" dominował na ringu od pierwszej do ostatniej rundy. Wprawdzie nie udało mu się znokautować rywala, co obiecał kibicom, ale dwukrotnie posłał go na deski. Jego wysokie zwycięstwo potwierdziło trzech sędziów, punktując zgodnie po 116:110.
Stawką pojedynku nie był żaden pas mistrzowski. Pacquiao stracił swoje trofea w "walce stulecia", którą stoczył w maju ubiegłego roku z Amerykaninem Floydem Mayweatherem. Od tego czasu nie pojawił się na ringu. Z kolei Bradley, aby dobrze przygotować się do starcia z Filipińczykiem, zrezygnował w lutym z pojedynku z tzw. obowiązkowym pretendentem, niepokonanym rodakiem Sadamem Alim i tym samym musiał oddać pas mistrza świata federacji WBO w kategorii półśredniej.
Była to trzecia walka Pacquiao z Bradleyem. W 2012 roku niejednogłośnie na punkty wygrał Amerykanin, a dwa lata później w rewanżu zwyciężył Filipińczyk. Za każdym razem walczyli o pas czempiona WBO w półśredniej.
To była moja ostatnia walka, obiecałem to rodzinie. Rozpoczynam nowe życie. Chcę pomagać mojemu narodowi - powiedział 37-letni Pacquiao. Od 2010 roku łączy karierę sportową z obowiązkami kongresmena w parlamencie. Teraz ubiega się o miejsce w Senacie. Wybory odbędą się w przyszłym miesiącu.
Pacquiao jest jedynym pięściarzem w historii, który był mistrzem świata w ośmiu kategoriach wagowych, od muszej do lekkośredniej. Pierwszą zawodową walkę stoczył w styczniu 1995 roku, zarabiając tysiąc peso (19 euro). Obecnie jego fortuna jest szacowana na 500 mln dolarów. Za sobotnią walką pożegnalną w MGM Grand Garden Arena otrzymał 20 mln dol.
(ug)