Okrzyk wojenny! - tak brytyjskie media nazywają list nowego dowódcy brytyjskiej armii do żołnierzy i służb cywilnych. Sir Patric Sanders objął dowództwo w ubiegłym tygodniu i nie zwlekał z określeniem swego stanowiska wobec tego, co dzieje się w Ukrainie.

REKLAMA

Musicie się przygotować do tego, by móc stawić czoła Rosji na polu walki - to chyba najmocniejsze słowa, jakie padły w tym komunikacie. Rosyjska inwazja w Ukrainie oznacza, że żołnierze muszą być przygotowani do obrony Wielkiej Brytanii. Muszą umiejętnie toczyć wojny na lądzie i je wygrywać - napisał Sir Patric.

Brytyjska armia i jej sojusznicy powinni być w stanie pokonać Rosję, która, jego zdaniem, rozumie jedynie język siły. Dlatego można ją powstrzymać przed dalszą agresją, tylko używając tego samego języka. Armia jest po to, żeby się zbroić, a jeśli to konieczne - walczyć. Po to istnieje, a jej żołnierze szkoleni są wyłącznie w tym celu.

Brzmi to wszystko bardzo poważnie i utrzymane jest w odpowiednim tonie. Komunikat nowego dowódcy brytyjskich sił zbrojnych rozesłany został do żołnierzy i służb cywilnych kanałami wewnętrznymi w zeszły czwartek. Ale dzięki interwencji mediów, znalazł się w domenie publicznej. Czyli nie jest już tylko komunikatem wewnętrznym. W Moskwie zapewne o nim wiedzą i można spodziewać się reakcji.

Właściwa nuta?

Inni dowódcy zgadzają się z tym przesłaniem. W rozmowie na antenie BBC generał Sir Arian Bradshaw - jeden z najbardziej utytułowanych brytyjskich dowódców, postać znana w NATO - powiedział wprost: jesteśmy pokoleniem, które musi ponownie przygotować armię do walki w Europie. Nie możemy dać Putinowi możliwości rozszerzenia tej wojny na resztę kontynentu.

Sir Adrian powołał się na starożytne przysłowie: jeśli chcesz pokoju, musisz przygotować się na wojnę (si vis pacem, para bellum). Zachód doskonale je zrozumiał w czasie zimnej wojny, kiedy to gromadzenie i gotowość użycia arsenałów - w tym nuklearnych - studziła zapędy Związku Radzieckiego i powstrzymała wybuch III wojny światowej.

Warto dodać, że Brytyjczycy są pod niezwykłym wrażeniem obrony, jaką zademonstrowali Ukraińcy. Szczególnie podziwiają stosowaną przez nich nowoczesną technologię, te niewielkie, wyposażone w drony oddziały, które były w stanie zatrzymać olbrzymie natarcie na Kijów. Ale podziw to za mało i Londyn jest tego świadom.

Nie bijemy się w piersi

Wielka Brytania jest sygnatariuszem Memorandum Budapesztańskiego, na podstawie którego Ukraina pozbyła się broni nuklearnej w zamian za zapewnienie jej suwerenności. Aneksja Krymu była jednostronnym złamaniem tego układu przez Rosję, która także go podpisała. Oficjalne stanowisko Wielkiej Brytanii jest takie - w ciągu 6 miesięcy od aneksji dozbroiliśmy kraje nadbałtyckie i zapewniliśmy większe bezpieczeństwo Europie Wschodniej. Potem wprowadziliśmy szeroko zakrojony program szkolenia ukraińskich żołnierzy, który pozwolił na całkowitą zmianę charakteru armii i jej myślenia. Efekty tego obserwujemy obecnie na polu walki.

Brytyjczycy nie chcą za bardzo analizować przeszłości. Skupiają się na tym, co dzieje się teraz i na profilaktyce. Od początku rosyjskiej agresji wysyłają broń do Ukrainy, a kilka dni temu premier Boris Johnson zaoferował Kijowowi kolejny pakiet szkoleń, na podstawie którego co cztery miesiące można by wyszkolić ok. 10 tys. żołnierzy - oczywiście poza granicami Ukrainy. Treść listu sir Patrica Sandersa rozesłanego do żołnierzy sugeruje, że Wielka Brytania zamierza także przygotować własną armię na wszelkie ewentualności.