Ok. 40 tys. osób protestowało w Tel Awiwie przeciwko premierowi Izraela Benjaminowi Netanjahu i jego decyzji o wznowieniu ataków na Strefę Gazy. Zdaniem demonstrantów zagraża ona zakładnikom Hamasu. W Jerozolimie policja brutalnie rozpędziła manifestację przeciwko "izraelskiemu ludobójstwu". Dziś - jak informuje dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda, który jest w Jerozolimie - mają się odbyć kolejne demonstracje.
Netanjahu chce zmienić Izraela w dyktaturę skorumpowanych polityków - mówił we wtorek wieczorem na wiecu w Tel Awiwie były szef agencji wywiadu Mosad, Tamir Pardo. Nigdy nie zapomnimy i nigdy nie wybaczymy porzucenia zakładników, co zrobił Netanjahu, dokładnie wiedząc, że wznowienie walk przyniesie im tylko śmierć - podkreślił Pardo.
Były szef wywiadu dodał, że premier rozpoczął kolejną odsłonę wojny, zdając sobie sprawę z tego, że naraża żołnierzy oraz zakładników i uczynił to "nie po to, by chronić swój naród, ale po to, by chronić swój rząd". Przemówienie Pardo było przerywane okrzykami "zdrajca" - relacjonował portal Times of Israel.
Przeciwnicy premiera zarzucają mu, że wznowił naloty na Strefę Gazy, by zadowolić swoich skrajnie prawicowych stronników, bez których prawdopodobnie upadłby jego rząd. Rozejmowi sprzeciwiała się radykalna partia Żydowska Siła, która po jego zawarciu wyszła z chwiejnej koalicji, a we wtorek ogłosiła, że wraca do rządu.
Część rodzin zakładników uznaje, że rząd decydując się na powrót do walk w praktyce wycofał się z rozejmu z Hamasem, zakładającego uwolnienie kolejnych porwanych w jego dalszej części, która nie weszła w życie. Według pierwotnych założeń zwolnieniu wszystkich zakładników miał towarzyszyć trwały rozejm. Rząd Izraela chce zmusić Hamas, by zgodził się na wypuszczenie następnych jeńców w ramach wstępnej fazy zawieszenia broni. Hamas żąda gwarancji stałego wstrzymania walk.
Izraelska armia ocenia, że w niewoli palestyńskich organizacji terrorystycznych pozostaje 24 zakładników i ciała 35 porwanych.
Mówcy na demonstracji w Tel Awiwie krytykowali też Netanjahu za zapowiedź zwolnienia szefa agencji bezpieczeństwa Szin Bet, Ronena Bara. Podległa mu służba prowadzi śledztwa dotyczące domniemanych powiązań biznesowych bliskich współpracowników premiera z Katarem. Od dawna wiadomo też było o konflikcie między premierem a establishmentem bezpieczeństwa, dotyczącym m.in. sposobu prowadzenia wojny i negocjacji z Hamasem.
Manifestacje dotyczą też sprzeciwu wobec prób przejęcia przez rząd władzy nad sądownictwem. Jak zauważa dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda, który jest w Jerozolimie, Izraelczycy bardzo często porównują to, co u nich dzieje się w sądownictwie, z tym, co w ostatnich latach stało się u nas.
Nie chcemy tutaj takiej sytuacji, jak w Polsce - słyszał często nasz dziennikarz.
Przeważająca większość mieszkańców Izraela chce także skutecznego, a pewnie także i brutalnego rozliczenia z Hamasem. I tu nie ma sentymentów.
Czy Izrael używa nieproporcjonalnie dużej siły? Może, nie mogę zaprzeczyć. Czy można było zająć się Hamasem bez tylu ofiar cywilnych? Pewnie tak - mówił Krzysztofowi Berendzie jeden z izraelskich dziennikarzy telewizyjnych. Musimy chronić nasze dzieci. Nie widać innej drogi niż walka - dodawał.
Protesty odbyły się również w innych miastach.
W Jerozolimie policja brutalnie rozpędziła grupę kilkudziesięciu osób z organizacji "Free Jerusalem", która protestowała przeciwko "wciąż popełnianemu przez Izrael ludobójstwu". Manifestanci podkreślali w oświadczeniu, że w ciągu ostatniej doby Izrael zabił w Strefie Gazy ponad 400 osób i "trudno sobie wyobrazić, jaką cenę za te zbrodnie wojenne płacą zakładnicy".
Policja użyła również siły podczas dwóch manifestacji w Hajfie, podczas których aresztowano trzy osoby - przekazał dziennik "Haarec".
Jak informuje Krzysztof Berenda, dziś w największych izraelskich miastach mają się odbyć kolejne manifestacje.