"Jest jedna rzecz, którą ludzie rozumieją lepiej niż tysiąc formułek na temat demokracji i rządów prawa - a jest nią zwycięstwo militarne". Boris Johnson grzmi na łamach brytyjskiego tygodnika "The Spectator", że Zachód popełnia straszliwy błąd nie przekazując Ukraińcom broni w odpowiedniej ilości i odpowiednim tempie. Dodaje też, że zwłoka krajów NATO nie wyjdzie im na dobre - Ukraińcy nie złożą broni, negocjacje z Putinem zawsze kończą się fatalnie, a Rosja otrzyma sygnał, że przemocą może zmienić granice w Europie.
Były premier Wielkiej Brytanii nie ma złudzeń - dostawy broni dla Kijowa są zbyt wolne i zbyt ostrożne.
Boris Johnson odwiedza ośrodki rehabilitacji dla ukraińskich weteranów wojennych. Brytyjski polityk twierdzi, że ranni żołnierze nie chcą słyszeć komplementów o odwadze i poświęceniu.
"Kilku z nich rzuciło mi to dość ostro, uważają, że 'wykonali swoją pracę'. Robili coś, co było po prostu niezbędne i nieuniknione dla ich rodzin i życia ich kraju, i spotkał ich pech - taki, jaki może spotkać każdego w niebezpiecznej pracy" - pisze w swoim artykule.
I dodaje, że jedyne, o czym chcą rozmawiać, to postępy wojsk na terenach okupowanych - wtedy mają poczucie, że ich walka przyniosła realny efekt.
Niedługo minął dwa lata odkąd Władimir Putin rozpętał najkrwawszy od czasów II wojny światowej konflikt w Europie. W wyniku wojny, potwierdzono śmierć ponad 17,5 tysiąca cywilów (w tym 1180 dzieci) - takie informacje przekazuje platforma Statista. Jest jednak jasne, że te liczby są bardzo zaniżone. Dokładne dane dotyczące ofiar rosyjskiej inwazji poznamy po wojnie, albo nie poznamy ich nigdy.
W konflikcie tracą zdrowie i życie także Rosjanie. Szacunki mówią o 300 tysiącach rannych bądź zabitych żołnierzach okupanta. W połowie sierpnia "New York Times" podawał, że najnowsze wyliczenia mówią o 120 tysiącach żołnierzy Putina, którzy ponieśli śmierć na wojnie.
Johnson nazywa ten konflikt maszynką do mięsa. Odwołuje się w ten sposób do oblężenia Bachmutu. Miano "maszynki do mielenia mięsa" nadali oblężonemu przez rok miastu żołnierze rosyjscy, którzy napotkali tam zaciekły opór Ukraińców.
"Wszystko z powodu ego i głupoty Molocha z Kremla" - konstatuje Boris Johnson odwołując się do postaci fenickiego bóstwa, któremu w starożytności składać miano ofiary z dzieci.
Johnson twierdzi, że w ostatnim czasie sondował nastroje Ukraińców w kontekście ewentualnego zawieszenia broni. Konkluzje są jasne: Ukraina, jej obywatele i jej wojsko nie biorą w ogóle pod uwagę zawieszenia broni. Jak pisze były premier "uważają pomysł negocjacji za śmieszny".
Powód takiego podejścia wydaje się racjonalny. Ukraińcy nie wierzą w ani jedno słowo Putina. Rosyjski przywódca pokazał na przykładzie Jewgienija Prigożyna, jak kończy się zawieranie układów z Kremlem.
Kijów z nadzieją patrzy na Zachód. Kontekstów jest wiele. Dołączenie do NATO, przyjęcie do grona krajów Unii Europejskiej - ale dziś najważniejsze jest jedno: broń.
I tu Boris Johnson gorzko komentuje dotychczasową politykę krajów sprzyjających Ukrainie:
"Nie rozumiem, dlaczego wciąż się ociągamy. Dlaczego zawsze jesteśmy tacy powolni? Jak możemy spojrzeć tym ludziom w oczy i wyjaśnić opóźnienie? Przez całą tę wojnę nie doceniliśmy Ukraińców, a przeceniliśmy Putina i robimy to samo dzisiaj".
Armia ukraińska już pokazała, że broń i szkolenia natowskie nie idą na marne. Rosjan udało się odeprzeć spod Kijowa, rozgromiono ich w Charkowie i Chersoniu. Obecna kontrofensywa nie jest spektakularna, ale jednak cały czas trwa. "Z pozycji ukraińskich do Melitopola, jest około 20-30 kilometrów. Jeśli Ukraińcom uda dotrzeć się do miasta na południu, ich artyleria będzie kontrolować całym mostem lądowym" - tłumaczy Johnson.
I nie ukrywa swojej wściekłości na asekuranctwo Zachodu. Rok temu jeszcze - przypomina były premier - kraje NATO ociągały się z przekazywaniem Ukrainie czołgów i pojazdów opancerzonych. Ostrożność argumentowano tym, że przekazanie broni ciężkiej może zostać odebrane w Moskwie jako prowokacyjne.
Dziś widać, że największe spustoszenie na polu walki czynią drony, artyleria i rakiety. Zachód jednak ciągle się waha.
"Prezydent Zełenski powiedział mi, że potrzebuje zaledwie 200 specjalistycznych systemów balistycznych, takich jak ATACM, a Stany Zjednoczone mają w zanadrzu tysiące. Po co trzymać je w magazynach? Jakiemu innemu celowi mogłyby one służyć, który lepiej gwarantowałby długoterminowe bezpieczeństwo Zachodu, w tym Stanów Zjednoczonych?" - pyta Johnson.
Polityk i publicysta tłumaczy, że ewentualne zwycięstwo Rosji w tym konflikcie, będzie oznaczać katastrofę dla Zachodu i podważy przywództwo Stanów Zjednoczonych wśród krajów Wolnego Świata.
Zostanie wówczas wysłany jasny sygnał: agresja jest opłacalna, a Zachód słaby i uległy. Granice Europy można zmienić przemocą. A to oznaczać będzie w jakiejś perspektywie czasowej koniec Gruzji, krajów bałtyckich i jakiegokolwiek innego kraju, który znajdował się wcześniej w strefie wpływów sowieckich.
Z drugiej strony - jak podkreśla Johnson - umożliwienie Ukrainie wygranej, znów uczyni Amerykę wielką i pokaże, że krajom zachodnim nadal zależy na pokoju i demokracji i że mają odwagę tych wartości bronić.
Boris Johnson kończy swój tekst dwuznacznie. Mówi bowiem o wierze w zwycięstwo Ukrainy, ale zaznacza, że broniący się przed agresją kraj nie może zwyciężyć w pojedynkę. Po raz kolejny polityk apeluje o większe zdecydowanie w dostawach broni i na koniec pyta: Na co my do cholery czekamy?