"Mogę czuć się odpowiedzialny w stu procentach za stratę jednej bramki w Krakowie, gdzie wyjechałem do krążka. Reszta to były normalne błędy, które wynikają po prostu z tego, że gra się w hokeja. Kto nie gra, nie popełnia błędów" - tak bramkarz Ciarko PBS Bank KH Sanok Przemysław Odrobny podsumowuje w rozmowie z dziennikarką RMF FM Edytą Bieńczak przegraną swojej drużyny z Comarch Cracovią w półfinale play off Polskiej Ligi Hokejowej. "Cracovia włożyła w to więcej serca, była drużyną i dlatego wygrała. My musimy się szybko ogarnąć i zrobić wszystko, żeby zdobyć brązowy medal" - dodaje.

REKLAMA

Edyta Bieńczak: Emocje po porażce w półfinale play off opadły już trochę?

Przemysław Odrobny: Na pewno. Emocje muszą szybko opaść, musimy szybko zebrać się do kupy i zająć walką o brązowy medal. W Sanoku był do tej pory tylko jeden medal - złoty, wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc każdy chciałby ten sukces powtórzyć. Ale realia są takie, że każdy chce zdobyć medal i każdy chce zdobyć mistrzostwo, każdy od początku do samego końca o to walczy. W sporcie różnie bywa. W tym roku gramy o medal brązowy, trzeba się szybko ogarnąć i zrobić wszystko, żeby go zdobyć.

Czujesz się trochę odpowiedzialny za porażkę w półfinale?

Oczywiście, myślę, że wszyscy czują się odpowiedzialni, począwszy od bramkarza po napastników. To nie jest tak, że jedna osoba przegrała wszystkie mecze. Wszyscy na pewno czują się odpowiedzialni za te porażki, ja tak samo. Ale musimy szybko o tym zapomnieć i myślę, że większości z nas już się to udało. Teraz trenujemy, przygotowujemy się na mecze z Tychami. Zrobimy wszystko, żeby zdobyć ten brąz.

Zapytałam, czy czujesz się odpowiedzialny za porażkę, bo w tych sześciu meczach przydarzyło ci się kilka brzemiennych w skutki błędów. Na koniec ostatniego spotkania w Krakowie kibice żegnali cię śpiewem: "Odrobny też przyjacielem Cracovii jest".

Na pewno przydarzyły mi się błędy. Gdyby tak nie było, to wszystkie mecze wygralibyśmy do zera. To jest naturalne, że kiedy ktoś popełnia błąd na lodzie, a bramkarz jest tą ostatnią osobą w łańcuszku, to kończy się to stratą bramki. Jeżeli błąd popełni napastnik, to jeszcze jest obrońca, jeżeli błąd popełni obrońca, to jest bramkarz. Jeżeli bramkarz popełni błąd, to kończy się to stratą bramki.

Jeśli chodzi o okrzyki kibiców, których zresztą nie słucham i nie przeszkadza mi to kompletnie w żadnym meczu... no coś musieli krzyczeć i wymyślili coś takiego.

Ale nie sądzę, żeby przytrafiło mi się kilka brzemiennych w skutki błędów. Mogę się czuć odpowiedzialny w stu procentach za jedną bramkę w Krakowie, gdzie wyjechałem do krążka i skończyło się to stratą bramki. Ale trzeba sobie powiedzieć jasno, że Cracovia miała założenie, żeby wrzucać krążki w tercję i atakować mnie w trójkę. Z tej perspektywy analizowaliśmy to z pierwszym i drugim trenerem, z trenerem bramkarzy. W takim momencie bramkarz nie ma tak naprawdę gdzie zagrać krążka. Potem wyciągnęliśmy z tego wnioski i w dwóch następnych spotkaniach nie wyjeżdżałem w ogóle do krążków.

Myślę, że nie było po mojej stronie jakichś innych brzemiennych w skutki błędów. Błędem była ta jedna bramka, a reszta to były normalne błędy, które wynikają po prostu z tego, że gra się w hokeja. Kto nie gra, nie popełnia błędów.

Znaczenie dla tej porażki mogło mieć to, że mieliście przed półfinałem dłuższą przerwę? Cracovia grała w ćwierćfinałach, była w rytmie meczowym.

Nie chciałbym mówić, jakie były błędy czy dlaczego tak się stało, że przegraliśmy. Przegraliśmy, więc trzeba sobie jasno powiedzieć, że w tej rywalizacji byliśmy słabsi. Cracovia włożyła w to więcej serca, była drużyną i dlatego wygrała.

W czasie całej tej rywalizacji pojawił się taki moment, kiedy straciliście już nadzieję na to, że uda się wam awansować?

Nigdy, do samego końca. Staraliśmy się walczyć do ostatniej minuty ostatniego meczu. Nie udało się i to Cracovia awansowała.

Ten przedostatni mecz, w Sanoku, przegrany 6:7, to był trudny moment?

Taki jest play off. Nie ma różnicy, czy przegra się mecz 0:10, a następny wygra 1:0. Liczą się tylko i wyłącznie zwycięstwa, nie liczy się, w jakim stylu, ile bramek się straci - liczy się tylko to, żeby wygrać w serii do czterech zwycięstw. Ta przegrana nie rzutowała na pewno w żaden sposób na kolejny mecz. Myślę, że pokazaliśmy na lodzie, że strata siedmiu bramek nie podcięła nam skrzydeł w żaden sposób, bo na następny mecz wyszliśmy z nowymi chęciami, nastawieni na walkę i robiliśmy wszystko, co mogliśmy zrobić danego dnia.

Ale też faktem jest, że tych siedmiu bramek nie straciliście w trzech tercjach, bo sześć z nich straciliście w tercji ostatniej. Takie rzeczy na tym poziomie nie powinny się zdarzać.

Oczywiście, że nie powinny się zdarzać. Stracić sześć bramek w jednej tercji i to w play offie, to sytuacja... jak dla mnie niemożliwa, a jednak się zdarzyła. Kiedy wychodziliśmy na trzecią tercję, w szatni były okrzyki, że nie możemy stracić bramki, że wygrywamy 2:1, więc nie mamy się o co martwić, musimy przytrzymać ten wynik, ale nie cofać się do defensywy, grać dalej swoje, ale... jak można było zobaczyć, nie zrealizowaliśmy planu i straciliśmy sześć bramek.

Zdradzisz, co powiedzieliście sobie z Rafałem Radziszewskim po ostatnim meczu?

Gratulowałem mu i powiedziałem, że trzymam kciuki za to, żeby wygrali. Powiedziałem, że wygrali zasłużenie, byli drużyną lepszą, że życzę mu powodzenia. On podziękował mi za walkę, za rywalizację. Jesteśmy dobrymi kolegami. Jeżeli chodzi o jakieś potyczki między nami, to na lodzie było ciekawie, losy odwracały się kilka razy, ale Rafał w tym momencie był lepszy i to Cracovia awansowała.

Przed wami walka o trzecie miejsce. GKS Tychy przegrał z Jastrzębiem szybko, w czterech meczach. Jak oceniacie swoje szanse w tym pojedynku? Jakim bilansem meczowym może się to zamknąć?

Wychodzimy z założenia, że wygramy tą rywalizację. Nie zastanawiamy się nad tym, czy wygramy ją 3:0, 3:1 czy 3:2. Pracujemy w tej chwili nad tym, żeby wrócić do dobrej dyspozycji, zapomnieć o tym, co się stało, i mamy ogromną chęć wywalczyć brązowy medal.