„Dyskusja dotycząca uchodźców wpisuje się w naszą praktykę związaną z cudzoziemcami - rozmawiamy o czymś, czego nie znamy. To są głównie nasze wyobrażenia” – mówi w rozmowie z RMF FM Marta Mazuś, reporterka tygodnika „Polityka” i autorka zbioru reportaży „Król kebabów”. „Obcy, który pojawia się w społeczeństwie, działa jak lustro. Uświadamia nam nasze lęki i problemy z zaakceptowaniem pewnych rzeczy” – dodaje. „Mamy taką sytuację w kraju, że wiele osób narzeka na różne rzeczy i kozioł ofiarny bardzo się przydaje. Ja nie mam pracy, więc winny jest ten obcy, który przyjechał i ją ma” – tłumaczy.
"Król kebabów" to książka dla wszystkich tych, którzy są zmęczeni, zniesmaczeni i zażenowani medialno-politycznym zamieszaniem wokół migrantów tłumnie przybywających do Europy. Mazuś udowadnia, że można rozmawiać o naszych kontaktach z przedstawicielami innych kultur bez histerii i agresji, a jednocześnie ustrzec się pięknoduchostwa. Nie szantażuje czytelnika emocjonalnie, nie zasypuje go ckliwymi, ale w gruncie rzeczy pozbawionymi większej wartości obrazami biedy, cierpienia czy desperacji. Prezentuje historie codziennych i z pozoru mało efektownych spotkań Polaków z Czeczenami, Turkami czy Cyganami. W RMF FM mówi o okolicznościach powstania książki, panice związanej z cudzoziemcami i o tym, jak sprawić, by dyskusja na ich temat zaczęła bazować na konkretach.
Przez ostatnie lata opowiadaliśmy o cudzoziemcach bardzo przyczynkarsko. Teksty na ich temat były bardzo doraźne i wydarzeniowe - wybuchał jakiś skandal i stawali się tematem.
Artykuły na temat codziennego życia cudzoziemców w Polsce pojawiały się sporadycznie. Zawsze się uznaje, że to nie jest ciekawe: opisać bez powodu życie jakiejś rodziny, jej zwyczaje. Musi być spektakularna historia, która się za tym kryje. Często to są niestety negatywne historie, które najlepiej się sprzedają.
Przygotowując reportaże dla "Polityki" widziałam wiele paradoksów związanych z obecnością cudzoziemców w Polsce. Półtora roku temu, kiedy zdecydowałam się napisać książkę, uznałam, że musimy zacząć poruszać ten temat w szerszym kontekście. Musimy być świadomi, że ich będzie coraz więcej.
Chciałam pokazać w książce codzienne relacje, stykanie się ludzi na takich płaszczyznach, które są nam wspólne: praca, szkoła, życie w jednej rodzinie, przyjaźń. W jakich sytuacjach jesteśmy w stanie ich zaakceptować, a w jakich nie jesteśmy? Starałam się pisać jak najuczciwiej, nie wybielać żadnej ze stron. Są wśród Polaków osoby szlachetne, które chcą tym ludziom pomagać i są po prostu szuje. Tak samo jest wśród cudzoziemców. Chciałam, żeby ten obraz był wyważony.
Uchodźców, których zgodziliśmy się przyjąć jeszcze u nas nie ma, a czasem rozmawiamy o tym tak, jakby oni stali u bram i zaraz mieli zalać nasz kraj. To jest mówienie o naszych wyobrażeniach, a nie o rzeczywistości. Internetowy hejt to jest krzyk jakiejś paniki - często ludzi, którzy z cudzoziemcami nie mieli do tej pory kontaktu. Są przekonani o mnóstwie zagrożeń i problemów związanych z przyjazdem obcych do Polski, ale nie mieli żadnych doświadczeń w tej materii, nie są w stanie uzasadnić tych obaw.
Ekspercki aspekt tej dyskusji to czasami również mówienie o naszych wyobrażeniach - zdarza się, że biorą się za to ludzie, którzy nie są przygotowani, nie mieli zbyt dużych kontaktów z takimi osobami. Mówi się o tym, jak miałoby wyglądać nasze współżycie, a często się o to nie pyta samych zainteresowanych. Oczywiście, nie zawsze tak jest - są organizacje, które udzielają cudzoziemcom wymiernej pomocy prawnej czy rzeczowej.
Poprzez portrety cudzoziemców chciałam opowiedzieć o nas samych i o tym, co właściwie nam w tych osobach przeszkadza, budzi strach. Spójrzmy na teksty, które często pojawiają się w Internecie, że oni tutaj przyjadą, zabiorą nam pracę, nasze kobiety wykorzystają... Czy to nie mówi o naszych obawach, o tym, pod jakim względem czujemy się niepewnie?
Cudzoziemcy w Polsce to nie jest tylko bieda. Jest sporo ludzi, którzy naprawdę bardzo dobrze sobie radzą. Bohater tytułowego reportażu zaczynał od zera, a wybił się tak, jak niejeden Polak nie byłby w stanie w obcym kraju. Nie był roszczeniowy. Skupił się na sobie, wiedział, co chce osiągnąć, próbował wiele razy... Stopniowo, różnymi ścieżkami doszedł do tego, że żyje mu się dobrze.
Najlepszym sposobem, żeby zniwelować strachy jest bezpośredni kontakt z danym człowiekiem. Wtedy możemy zobaczyć, jak on żyje na co dzień, zobaczyć, że jest normalny i da się obok niego żyć. Nie chcę powiedzieć, że unikniemy wszelkich problemów. Na pewno będzie sporo sytuacji konfliktowych. Będziemy mieli różne trudności - i instytucjonalne, i życiowe, ale zawsze już jest to jakaś baza, dzięki której nie będziemy rozmawiać o czymś, o czym nie mamy pojęcia, tylko o konkretach. Niczego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Wszystko zależy od konkretnych doświadczeń ludzi.