"Dowody wskazują, że malezyjski Boeing 777 został zestrzelony rakietą odpaloną z terytorium kontrolowanego przez prorosyjskich separatystów" - oświadczył na konferencji prasowej prezydent USA Barack Obama. Dopytywany, czy strącenie cywilnej maszyny było świadomym działaniem czy pomyłką, odpowiedział, że "jest za wcześnie, by zgadywać, jakie były intencje strzelającego". Podkreślił, że Władimir Putin ma największą kontrolę nad sytuacją na Ukrainie, a także, że separatyści nie byliby w stanie działać na takim poziomie bez szkolenia i wyposażenia z Rosji.

REKLAMA

Na RMF 24 na bieżąco śledzimy wydarzenia związane z zestrzeleniem nad Ukrainą Boeinga 777. Zobacz naszą RELACJĘ MINUTA PO MINUCIE!

Obama podkreślił, że separatyści na Ukrainie stale otrzymywali z Rosji wsparcie, w tym broń ciężką i przeciwlotniczą.

Przyznał, że największą kontrolę nad sytuacją na Ukrainie i największy wpływ na nią ma prezydent Rosji Władimir Putin. Zdaniem Obamy, jeśli Putin postanowi nie pozwolić na napływ broni i bojowników na Ukrainę, to napływ ten ustanie. Z drugiej strony amerykański przywódca zarzucił Moskwie, że niejednokrotnie odmawiała podjęcia działań niezbędnych do deeskalacji napięcia na Ukrainie.

Obama akcentował, że katastrofa Boeinga 777 linii Malaysia Airways jest globalną tragedią i że "obudzi" Europę i świat.

Podkreślał, że konieczne jest wiarygodne śledztwo międzynarodowe w tej sprawie, a także, że separatyści, Rosjanie i Ukraińcy muszą powstrzymać się od działań militarnych, bowiem nie można dopuścić do zniszczenia dowodów. Zapewnił, że USA są gotowe do udzielenia wszelkiej niezbędnej pomocy, i poinformował, że specjaliści z FBI i Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu "są już w drodze" na Ukrainę.

Amerykański prezydent poinformował również, że na razie wiadomo na pewno, że jedna z 298 osób, które były na pokładzie zestrzelonego samolotu, była obywatelem USA.