88 rozmów telefonicznych na temat sytuacji w Syrii po ataku chemicznym przeprowadzili w ciągu tygodnia prezydent Barack Obama i czołowi amerykańscy politycy ze światowymi przywódcami. Poinformował o tym Biały Dom, cytowany przez agencję Reutera. Do Bronisława Komorowskiego Obama nie dzwonił.
Jak ustalił dziennikarz RMF FM Konrad Piasecki, do Pałacu Prezydenckiego nie dotarł żaden sygnał, by taka rozmowa miała się odbyć. Trudno się temu zresztą specjalnie dziwić - Polska nie ma do odegrania w konflikcie syryjskim szczególnej roli - ani militarnie, ani politycznie. W uderzeniu lotniczym na Syrię nie pomożemy, o akcji lądowej nikt nie myśli.
Doniesienia na temat możliwej zbrojnej interwencji państw Zachodu w Syrii nasiliły się po ubiegłotygodniowym ataku chemicznym w Damaszku, w którym - według syryjskiej opozycji - zginęło od kilkuset do 1300 ludzi. Reżim prezydenta Baszara el-Asada zaprzeczył oskarżeniom o zastosowanie broni chemicznej, ale Amerykanie nie mają co do tego wątpliwości.Magazyn "Foreign Policy" napisał dzisiaj, że tę pewność uzyskali dzięki podsłuchaniu po ataku w Damaszku telefonicznej rozmowy pomiędzy przedstawicielem syryjskiego ministerstwa obrony i dowódcą oddziału broni chemicznej. Ten pierwszy miał "nie kryć paniki".
"Foreign Policy" zaznaczył przy tym, że amerykańskie służby wywiadowcze nie dysponują tradycyjnymi dowodami na użycie gazu bojowego jak próbki ziemi czy krwi pobranej od ofiar.