Rząd fałszywie próbuje przekonywać, że w nowym podatku medialnym chodzi o uderzenie w cyfrowych gigantów. Kłopot w tym, że to zasłona dymna. Dlaczego – wyjaśnimy poniżej. Przypomnijmy, rząd chce wprowadzić nowy podatek reklamowy w wysokości nawet 15 procent. Przeciwko tym planom protestują wolne media w Polsce.
Ministerstwo Finansów przedstawiło projekt ustawy o tak zwanej "składce reklamowej". Oficjalnie dokument nazywa się projektem ustawy o "dodatkowych przychodach Narodowego Funduszu Zdrowia, Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz utworzeniu Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów". Ma to być podatek od reklamy w internecie, w mediach tradycyjnych (telewizjach, radiach, prasie) oraz w kinach.
Rząd chce uzyskać z tego podatku rocznie około 800 milionów złotych. Podatek miałby zacząć obowiązywać już od lipca tego roku.
Pieniądze z nowej daniny mają być dzielone w następujący sposób:
- 50% wpływów zasili Narodowy Fundusz Zdrowia,
- 15% zasili Narodowy Fundusz Ochrony Zabytków,
- 35% przeznaczone zostanie na nowy Fundusz Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów.
Nowy podatek reklamowy spowoduje on osłabienie, a nawet likwidację części mediów działających w Polsce, co znacznie ograniczy społeczeństwu możliwość wyboru i dostępu do rzetelnej wiedzy.
Rząd przekonuje, że tak naprawdę chodzi o opodatkowanie cyfrowych gigantów. Międzynarodowych koncernów takich jak Google, Facebook, Apple, czy Amazon. Rzeczywiście, giganci zarabiają w Polsce fortunę, a podatki płacą niewysokie. I od dawna o tym problemie mówi Europa.
Prawo i Sprawiedliwość już nawet raz przygotowało projekt ustawy w tej sprawie, ale wtedy do Polski przyjechał ówczesny wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Mike Pence, i powiedział, że nie zgadza się na opodatkowanie amerykańskich firm. Rząd szybko więc projekt wycofał.
Teraz władza w USA zmieniła się na taką, z którą rząd PiS ma gorsze kontakty i pomysł wprowadzenia podatku powrócił. Kłopot w tym, że to zasłona dymna. Od zagranicznych gigantów podatku nie będzie jak ściągać. Jedynymi, którzy będą musieli go płacić, pozostaną działające w Polsce media: telewizje, radia, gazety i kina. O tym jednak premier boi się mówić wprost.
Generalnie nowy podatek zapłacą prawie wszyscy: i media rządowe, i niezależne, i prywatne, i państwowe. Podatek obejmie największe telewizje, rozgłośnie radiowe, portale internetowe i kina. Niektórych pozbawi całego zysku, a innych wpędzi w straty.
Ustawa daje rządowi narzędzie do wybierania: komu z poszkodowanych rząd pomoże, a komu nie. Rząd przychylnym sobie mediom będzie więc mógł zrekompensować skutki nowego podatku od reklam. Natomiast ci, którzy patrzą władzy na ręce, zostaną pozbawieni dużej części wpływów.
Na przykład mediom bezkrytycznie przychylnym władzy rząd może dać dotację budżetową (oprócz obecnych ponad 2 miliardów złotych rocznie). Jeśli komuś z posłusznych mediów dotacji dać nie można, to państwowe spółki wykupią drogie reklamy. Oczywiście media, które ujawniają afery w kręgach władzy, o takiej politycznej rekompensacie mogą zapomnieć.
Przygotowany przez Ministerstwo Finansów projekt ustawy w żaden sposób nie blokuje takiego mechanizmu.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Rząd planuje powołanie nowego funduszu - Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów. To ma być instytucja, do której wpływać będą pieniądze z nowego podatku od mediów, nazywanego dla niepoznaki "składką reklamową".
Jak będzie działać? Z projektu ustawy wynika, że to być fundusz, z którego rząd będzie nagradzał finansowo przychylne media. Niewykluczone jednak, że będzie z tych pieniędzy budował własne partyjne media, w stu procentach zależnie nie od słuchaczy, a od polityków.
Jak czytamy w oficjalnych rządowych dokumentach, z tego podatku ma być finansowana "budowa platform dystrybucji informacji", "budowa i rozwój kanałów i platform informacyjnych", mają być finansowane audycje radiowe i telewizyjne oraz portale internetowe
Oczywiście w teorii wszystko uzasadnianie jest koniecznością dbania o dziedzictwo narodowe i wysoką kulturę, ale doświadczenie pokazuje, że politycy zazwyczaj traktują takie fundusze jako narzędzia wpływu, finansowania audycji i rozgłośni całkowicie podległych partii władzy.
Projekt ustawy w żaden sposób nie zapewnia uczciwego rozdzielania tych pieniędzy. W projekcie ustawy nie ma niczego, co zablokowałoby na przykład sfinansowanie z tego podatku budowy całkowicie podległych partii mediów - stuprocentowych tub propagandowych.
Co ważne, zbudowane w ten sposób media mogłyby w pełni należeć do partii, a nie do rządu, czyli w razie zmiany władzy Prawo i Sprawiedliwość zachowałoby zbudowane w ten sposób imperium medialne.
RMF FM i RMF24.pl, stojąc zawsze po stronie swoich Słuchaczy i Czytelników, również popierają akcję i dołączyły do protestu przeciwko nowemu podatkowi obciążającemu media.