Za oceanem wielkie odliczanie do wyborów. 5 listopada Amerykanie będą wybierać 47. przywódcę USA. Emocje ogromne, a wyścig wyrównany. Mało prawdopodobne jest, abyśmy jutrzejszej nocy poznali wyników wyborów. "Kandydaci mają podobne poparcie, liczyć się będzie każdy głos"- tłumaczy Sławomir Platta, nowojorski prawnik i ekspert wyborczy, z którym rozmawiał amerykański korespondent w USA Paweł Żuchowski.
W Stanach Zjednoczonych wielkie odliczanie do wyborów. To już ostatnie godziny. Jutro (5 listopada) Amerykanie wybiorą 47. prezydenta USA.
Emocje są coraz większe, a według najnowszych sondaży wyścig jest wyrównany.
Mało prawdopodobne jest, abyśmy jutrzejszej nocy poznali wyników wyborów. W 2022 roku na ogłoszenie wyników trzeba było poczekać kilka dni. W tym roku może być podobnie.
Kandydaci mają podobne poparcie, liczyć się będzie każdy głos - podkreśla w rozmowie z korespondentem RMF FM w USA Pawłem Żuchowskim Sławomir Platta, nowojorski prawnik i ekspert wyborczy. Dodaje, że "sztaby będą oczekiwały w razie korzystnego wyniku ponownego przeliczenia głosów".
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
System wyborczy Stanów Zjednoczonych dla wielu pozostaje niezrozumiały. W USA wybory nie opierają się wyłącznie na głosach powszechnych. Kluczową rolę odgrywa Kolegium Elektorów, które ostatecznie decyduje o tym, kto zostanie prezydentem.
Odbywa się to zazwyczaj przy okazji konwencji Partii Republikańskiej i Demokratycznej, w trakcie którego poza kandydatem na prezydenta i wiceprezydenta również wybiera się Kolegium Elektorów dla każdej partii - wyjaśnia Platta.
Liczba elektorów w każdym stanie zależy od liczby jego przedstawicieli w Kongresie, co sprawia, że stany o większej populacji mają większy wpływ na wynik wyborów.
To wszystko powoduje, że emocje są ogromne. Trzeba też pamiętać, że choć Amerykanie jutro zagłosują, to formalnie wyboru w grudniu dokonają właśnie elektorzy, a ci teoretycznie mogą zagłosować inaczej, niż obywatele w poszczególnych stanach.
Nie ma regulacji federalnych, że elektorzy w danym stanie muszą zagłosować tak jak ludzie. Mogą zmienić zdanie. Jest kilkadziesiąt stanów, w których obowiązuje zasada stanowa, że elektorzy muszą wybrać kandydata, którego wybrali ludzie w danym stanie, ale pozostałe stany tego nie mają. Zdarzały się takie przypadki, że mimo iż w danym stanie wygrał np. demokrata, to elektor powiedział: 'Ja jednak będę głosował za republikaninem' i nic mu się z tego powodu nie dzieje. Aczkolwiek nigdy w historii, na szczęście, nie wpłynęło to na wyniki wyborów - podkreślał w rozmowie z Pawłem Żuchowskim, Sławomir Platta.
Jak tłumaczył gość Pawła Żuchowskiego, elektorzy to zwykli ludzie, wybierani przez partie ze względu na zasługi. Muszą głosować zgodnie z wyborem obywateli swojego stanu, co jednak w przeszłości nie zawsze było przestrzegane.
Na pytanie dziennikarza RMF FM o możliwość uproszczenia systemu, Sławomir Plata odpowiedział: Dałoby się. Natomiast mamy tutaj jednak w Stanach Zjednoczonych najstarszą konstytucję na świecie, która powstała w 1789 roku i faktycznie ona reguluje, jak przebiegają wybory. System elektorów był kompromisem między głosowaniem powszechnym a wyborem przez Kongres - podkreśla nasz rozmówca.
W kontekście wyborów dużą rolę odgrywają tzw. stany wahające się, które mogą przesądzić o wyniku wyborów. Zmiany demograficzne i ekonomiczne sprawiają, że niektóre stany mogą zmieniać swoje polityczne preferencje - mówi Sławomir Platta.