Resort zdrowia rozprawia się z dopalaczami. Substancje działające jak narkotyki mają znikać ze sklepów już po doniesieniach medialnych. Nie wrócą, dopóki nie zostaną przebadane i uznane za bezpieczne. Projekt został już zaakceptowany przez kierownictwo resortu.
Ministerstwo Zdrowia chce mieć możliwość administracyjnego wstrzymywania w obrocie na 180 dni substancji, co do których jest podejrzenie, że są szkodliwe; których zażycie powoduje negatywne skutki choćby u jednej osoby. W tym czasie preparat zostanie gruntownie przebadany i ewentualnie wpisany na listę substancji zakazanych.
Jest i kolejna nowość - resort zdrowia chce rozszerzać ten indeks kolejnymi rozporządzeniami, a nie jak teraz za każdym razem nowelizując ustawę.
Nowa ustawa "antydopalaczowa" może jednak napotkać spore problemy w Brukseli; może bowiem naruszać wolność obrotu gospodarczego. Trzeba będzie ją ratyfikować, bo będzie to najbardziej radykalne prawo w Unii. Jednocześnie jednak będzie to test dla Wspólnoty, czy chce ona walczyć z dopalaczami.
Nie ma obecnie w Unii pomysłu, jak rozwiązać problem dopalaczy - przyznała w rozmowie z Katarzyną Szymańską-Borginion, brukselską korespondentką RMF FM Dominoque Lopez, ekspert z europejskiego obserwatorium ds. narkotyków w Lizbonie (EMCDDA). Tych preparatów jest po prostu za dużo - zaznacza.
Według niej jedyną formą walki jest zakazywanie poszczególnych substancji na szczeblu krajowym. Choć i to problemu nie rozwiązuje, bo - jak zaznacza Lopez - jeśli zakaże się jednego komponentu, bardzo szybko - w ciągu dwóch, trzech miesięcy - pojawia się inny legalny.
Z danych agencji wynika, że dopalacze są produkowane w Chinach, a rozprowadzane poprzez legalne sklepy w Holandii i Wielkiej Brytanii.