"Mo Yan to nie jest pisarz-naturalista. To jest pisarz czerpiący z tradycji realizmu magicznego, który bardzo dobrze odrobił lekcję z zachodniej literatury nowoczesnej" - mówi o laureacie Nagrody Nobla z literatury krytyk i eseista Grzegorz Jankowicz. "Mo Yan jest pisarzem ironicznym, satyrycznym, humorystycznym (...). W swoich powieściach dosyć otwarcie krytykuje komunizm lat 50. i 60., stroniąc nieco od tematów współczesnych" - dodaje w rozmowie z dziennikarką RMF FM Katarzyną Sobiechowską-Szuchtą.
Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: Jak ocenia pan werdykt szwedzkiej akademii?
To jest bardzo ciekawy werdykt. Wielkie święto polskich sinologów, którzy powinni być przez państwa przepytywani na okoliczność tej nagrody. Dlatego, że oni się najlepiej na literaturze chińskiej znają. To jest także wielka szansa dla czytelników polskich, dlatego że przy okazji nagrody dla Mo Yana, możemy się czegoś dowiedzieć o literaturze chińskiej, która wciąż w Polsce nie jest dość dobrze znana.
W naszym kraju ukazały się książki: "Kraina wódki" i "Obfite piersi, pełne biodra".
Tak. Kilka lat temu wydawnictwo WAB opublikowało dwie powieści Mo Yana, ale on może być w Polsce znany ze swojej działalności filmowej. Otóż Yimou Zang - bardzo słynny, chiński reżyser - zadebiutował ekranizacją jego powieści "Czerwone sorgo". Ten film w Polsce może być bardziej znany, niż powieści Mo Yana, opublikowane przez WAB.
Jak opisałby pan styl Mo Jana? Ja przyznaję, nie jestem fanką takich naturalistycznych opisów. Czytałam "Obfite piersi, pełne biodra", nie nadążam za zmianami narracji - przyznam szczerze - i jestem ciekawa pana opinii na temat jego sposobu pisania.
Ale to nie jest pisarz naturalista. To jest pisarz czerpiący z tradycji realizmu magicznego, który bardzo dobrze odrobił lekcję z zachodniej literatury nowoczesnej. Jest pisarzem ironicznym, satyrycznym, humorystycznym. Nie nazywałbym go naturalistą. Oczywiście posługuje się także chwytami naturalistycznymi, ale one są podporządkowane trochę innym celom. Nie jest to powieść, którą moglibyśmy określić jako naturalistyczną.
Jakby ocenił pan te reakcje na nagrodę - to był rzadko spotykany, ogromny aplauz. Dziennikarze czekali na ogłoszenie wyniku w skupieniu. Reakcja na niego była niezwykła.
Nie jestem pewien, czy to jest wyjątek, z którego powinniśmy się cieszyć. Wydaje mi się, że każde ogłoszenie wyników Nagrody Nobla w dziedzinie literatury wywołuje sporą radość i aplauz czytelników. To jest wielkie święto literatury. Może jest tak, że Mo Yan, który był wymieniany na tej giełdzie noblowskiej jako żelazny kandydat, po prostu wreszcie zaspokoił swoich wiernych czytelników, którzy na tego Nobla czekali.
To jest pisarz, który został w kraju, nie wyjechał. Wiadomo, że bardzo go cenią również chińscy aktywiści.
To jest tak, że Mo Yan ma bardzo specyficzną pozycję w literaturze i nie tylko - w ogóle w strukturze chińskiej kultury i władzy. On w swoich powieściach dosyć otwarcie krytykuje komunizm, ale uderza przede wszystkim w komunizm lat 50. i 60., stroniąc nieco od tematów współczesnych. To - jak sądzę - zapewnia mu niejaki spokój. Władze nie są do niego negatywnie nastawione. On tych władz nie prowokuje. Z całą pewnością nie jest tak, że dziś nagrodzony został dysydent, że czynnik polityczny odgrywał w tej decyzji kluczową rolę.
Chiny mają powód do radości. Odczuwają satysfakcję. Takie są pierwsze reakcje znawców Chin, chińskiej literatury. Co pan na to?
Właśnie z tego powodu - jak sądzę. Jeden z moich znajomych krytyków powiedział, że to jest pierwsza nagroda tego rozmiaru dla pisarza chińskiego. To powtórzenie przymiotnika jest bardzo znaczące. Nie jest to pisarz-emigrant, nie jest to pisarz-dysydent, nie jest to pisarz, który otwarcie krytykuje reżim. Jak sądzę, powody do radości są też wśród tych, którym zależy na utrzymaniu statusu quo kultury chińskiej. Stąd być może ta radość. Poza tym wszystkim, to jest doskonały prozaik - doceniany nie tylko w Chinach, ale i na Zachodzie.