Do biblioteki Polskiej Akademii Nauk w Gdańsku trafiły niezwykłe księgi. Egzemplarz XVIII-wiecznej Biblii należącej kiedyś do rodu Gralathów przekazało miasto. Od potomków dawnych patrycjuszy odkupiło ją za 25 tysięcy euro.

REKLAMA

Pochodzący z Ratyzbony ród Gralathów po raz kolejny zaznacza się w historii Gdańska. Jednym z wielu patronów gdańskich tramwajów jest dziś Daniel Gralath - były burmistrz miasta i fundator tak zwanej Wielkiej Alei - czyli dzisiejszej Alei Zwycięstwa. To on dostał biblię od swojego dziadka Johanna Ulricha, który kupił ją w drugiej dekadzie XVIII wieku.

W ten sposób książka stała się Biblią rodzinną przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Wraz z Maxem Carlem Georgiem Gralathem w XIX wieku opuściła Gdańsk i od tego czasu przekazywana była z pokolenia na pokolenie przez członków włoskiej gałęzi rodu. Tak działo się do 2013 roku, w którym Arianna Sartori in Donati von Gralath, wypełniając ostatnią wolę zmarłego męża, postarała się, aby rodzinne pamiątki Gralathów powróciły do Gdańska - opowiada Marta Pawlik - Flisikowska z Działu Zbiorów Specjalnych gdańskiej Biblioteki PAN.

Miasto korzystając z propozycji kupiło niezwykłą, luterańską biblię za 25 tysięcy euro. Księgi zostały wydane w Lüneburgu, w 1711 roku przez Corneliusa Johanna Sterna. To absolutne perełka. Jest cenna bo już kiedyś była droga i w zasadzie jest jedyna teraz - w otwartych bibliotekach. Może ktoś prywatny na zachodzie, w Europie gdzieś ma. Ona od początku była nazywana jako wersja ekskluzywna. Jedną otrzymał też cesarz austriacki. Wsadził do biblioteki i ona zgniła. Ta - w takim dobrym stanie - jest jedyna - podkreśla Ewa Ogonowska z Pracowni Starych Druków w bibliotece gdańskiej PAN.

Biblia waży łącznie ponad 20 kilogramów. Stary i Nowy Testament zawarte są w osobnych woluminach. Obie księgi mają w sumie ponad 250 rycin. Przez co najmniej rok będą leżeć w specjalnej gablocie. Muszą się aklimatyzować do polskich warunków. Biblia była trzymana we Włoszech. To jest jednak Gdańsk, nie Florencja. Musi leżeć, nie może stać, żeby się nie wygięła - bo leżała u pani Gralath. Jak przywieźliśmy to od razu do komory próżniowej trafiła, bo nigdy nie wiadomo co tam jest, czy jakiś mikroelementów nie było - mówi Ewa Ogonowska

Przez mniej więcej rok biblia nie będzie mogła być przeglądana. Później naukowcy, czy pasjonaci mają mieć do niej swobodny dostęp, ale pod nadzorem bibliotekarza.