Alarm wokół różnych nowych wariantów koronawirusa, w tym brytyjskiego, jest "jak najbardziej uzasadniony" -powiedział PAP pracujący w Mediolanie biolog medyczny doktor Maciej Tarkowski. Dodał, że nie wiadomo, co będzie działo się z wirusem w przyszłości.
Doktor Tarkowski należy do zespołu badawczego mediolańskiego szpitala Sacco, który przed rokiem, na początku pandemii wyizolował włoski szczep koronawirusa. Za to osiągnięcie polski naukowiec wraz z pozostałymi badaczami z zespołu został odznaczony przez prezydenta Włoch Sergio Mattarellę.
Zdaniem Tarkowskiego nowe warianty - brytyjski, brazylijski czy z RPA słusznie budzą niepokój. Jego zdaniem ostrzeganie przed tymi odmianami nie jest sianiem paniki.
W przypadku angielskiej odmiany śmiertelność jest o 35 procent wyższa - zauważył.
Ten wariant - nie wiemy jeszcze dokładnie do jakiego stopnia, bo są różne opinie na ten temat - u niektórych osób może częściowo wyrwać się spod kontroli układu immunologicznego także po szczepieniu - wyjaśnił doktor biologii medycznej. Zastrzegł zarazem, że nie jest to "całkowita ucieczka". Ale odpowiedź i ochrona ze strony przeciwciał neutralizujących może być niższa - stwierdził.
Jednocześnie doktor Tarkowski położył nacisk na panujące przekonanie, że u osób zaszczepionych, które zostaną zainfekowane wariantem angielskim, nie dojdzie do ostrego przebiegu choroby.
Ale z tych mutacji, angielskiej, brytyjskiej czy z RPA, wynika dość niemiła konkluzja, że jednak wirus mutuje się na tyle, że może zagrażać w pewnym stopniu również tym osobom, które zostały wcześniej zaszczepione. Niestety ta odpowiedź może nie być kompletna i może nie chronić całkowicie przed tymi wariantami - wyjaśnił.
Jak zaznaczył, sam przekonuje się w swojej pracy badawczej, że wariant brytyjski szerzy się coraz bardziej. W próbkach, które do nas są przysyłane, wykrywamy go coraz więcej - dodał.
Polski badacz wyraził nadzieję, że coraz większe szerzenie się tej nowej odmiany nie przełoży się na ponowny wzrost hospitalizacji i cięższych przypadków przebiegu Covid-19.
Lecz faktem jest, że warianty bardziej zjadliwe znajdują zwykle swoją ścieżkę do rozprzestrzeniania się dużo łatwiej i wypierają te poprzednie. Już się to stało w Stanach Zjednoczonych - powiedział.
Doktor Tarkowski podkreślił: "Zobaczymy, co będzie działo się z tym wirusem w przyszłości. Mam nadzieję, że nie nabierze on takiego rozpędu, jak wirus grypy czy jeszcze większego, bo trzeba pamiętać, że wirus grypy zaczął się tak mutować, gdyż uciekał spod kontroli immunologicznej".
Jak dodał, w przypadku grypy przynajmniej raz do roku trzeba aktualizować antygeny, które są uwzględnione przy tworzeniu szczepionki.
W przypadku obecnej pandemii po roku czy nawet szybciej pojawiły się inne warianty koronawirusa. Podsumowując trzeba przyznać, że trochę tą sytuacją można się martwić - dodał.
Zdaniem rozmówcy PAP możliwe jest to, że szczepionka będzie musiała być regularnie powtarzana.
Wirus ma zdolność do mutowania. Teraz pozostaje pytanie, jak często mutacje będą powstawać i czy będzie możliwość stworzenia takiej szczepionki, która ewentualnie będzie skuteczna w przypadku różnych wariantów - zauważył doktor Tarkowski. Według niego otwarta pozostaje również kwestia, czy powstanie wariant, na który dostępne szczepionki nie będą skuteczne.
Tu jest ryzyko. Nie można powiedzieć z pewnością, jak będzie w przyszłości. Sadzę, że w tej najbliższej może dojść do pewnego zaktualizowania szczepionek, by pokrywały również inne warianty wirusa. To właśnie robi się teraz w przypadku wirusa grypy - powiedział.
"Być może - stwierdził - będzie to też niestety ścieżką, jaką będziemy podążać w przypadku SARS-CoV-2".
Maciej Tarkowski podziela opinię tych specjalistów, którzy uważają, że nie należy na razie szczepić osób, które przeszły zakażenie.
Jeżeli ktoś ma za sobą infekcję, to w jej wyniku wytworzyły się u niego przeciwciała; dlatego w tym przypadku nie ma sensu go na razie szczepić i pobudzać nadmiernie układ immunologiczny - ocenił. Jak przypomniał, większość osób po drugiej dawce szczepionki ma podwyższoną temperaturę, a niektóre mają powiększone węzły chłonne.
Jeśli zatem zaszczepimy osobę, która przebyła infekcję, ryzykujemy tym, że to powiększenie węzłów chłonnych może być jeszcze większe. Nie ma takiej potrzeby - zauważył.
Jeżeli osoby po przebytym zakażeniu mają zrobioną analizę poziomu przeciwciał, potwierdzającą ich obecność, to są chronione w lepszym stopniu aniżeli po szczepionce - wskazał.
Do kwestii szczepień osób, które były zarażone, można wrócić po co najmniej kilku miesiącach i ewentualnie, jeśli to możliwe, również po sprawdzeniu poziomu przeciwciał. Jeśli spadnie on do bardzo niskiego poziomu, to wtedy faktycznie można pomyśleć o szczepieniu - dodał doktor Maciej Tarkowski.