Sprzeczne informacje w sprawie działań dywersantów w rosyjskim obwodzie biełgorodzkim. Rosyjski resort obrony twierdzi, że zostali oni pokonani, natomiast Rosyjski Korpus Ochotniczy, który wraz z Legionem Wolność Rosji wziął odpowiedzialność za akcję, zapewnia, że walki przy granicy z Ukrainą wciąż trwają. Sami Ukraińcy umywają od tych działań ręce, twierdząc, że "obywatele Rosji mają pełne prawo wyzwalać swoją ojczystą ziemię z bronią w ręku".
Walki w obwodzie biełgorodzkim rozpoczęły się w poniedziałek rano. Rosyjską granicę przekroczyli rosyjscy ochotnicy deklarujący, że walczą przeciwko reżimowi Władimira Putina. Odpowiedzialność za akcję wzięły Rosyjski Korpus Ochotniczy i Legion Wolność Rosji, formacje walczące po stronie Ukrainy.
Wtargnięcie na terytorium Rosji potwierdziły kilka godzin później władze obwodu biełgorodzkiego. Wskazano, że do miejscowości Grajworon wkroczyła "grupa sabotażowo-rozpoznawcza Sił Zbrojnych Ukrainy".
We wtorek Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej poinformowało, że jednostki dywersantów zostały "zablokowane i pokonane", a zginąć miało ponad 70 "ukraińskich terrorystów".
Jako potwierdzenie kanał telewizyjny resortu obrony Zvezda opublikował krótkie nagranie, rzekomo "z miejsca zniszczenia grup dywersyjno-sabotażowych Sił Zbrojnych Ukrainy w obwodzie biełgorodzkim".
Na nagraniu widać uszkodzony sprzęt wojskowy oraz spaloną furgonetkę z napisem "Za Bachmut". W jednym z samochodów znajduje się żółta taśma, którą siły ukraińskie używają jako znaku identyfikacyjnego. Obok leży mundur wojskowy.
Rozszerzoną wersję nagrania opublikowała na Telegramie agencja RIA Nowosti. Widać, że w pickupie z napisem "Za Bachmut" znajdują się spalone zwłoki. Wizualne ustalenie tożsamości nie jest możliwe.
Do sprawy odniósł się również Narodowy Komitet Antyterrorystyczny, który poinformował, że w obwodzie biełgorodzkim znaleziono i skonfiskowano pojazdy, broń automatyczną i amunicję sabotażystów.
Od poniedziałku w obwodzie biełgorodzkim obowiązywał "stan operacji antyterrorystycznej", który jednak został zniesiony we wtorek po południu. Gubernator obwodu Wiaczesław Gładkow poinformował, że mieszkańcy rejonu grajworońskiego, w którym doszło do starć z "ukraińskimi sabotażystami", zaczęli wracać do swoich domów.
Rosyjski Korpus Ochotniczy zaprzecza twierdzeniom Rosjan i przekonuje, że walki nadal trwają, a formacja nie poniosła żadnych strat.
Korespondent brytyjskiego dziennika "Financial Times" w Kijowie Christopher Miller poinformował, że rozmawiał z przywódcą Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego Denisem Nikitinem. Według Millera, były skrajnie prawicowy ekstremista "był w dobrym nastroju i nie brzmiał, jakby około 70 jego bojowników miało zginąć".
Twierdzą, że nie stracili żadnego z bojowników. Tej informacji też w tej chwili nie da się zweryfikować. Ale fakt, że udało mi się z nimi porozmawiać przez telefon oznacza, że przynajmniej część z nich żyje - dodał dziennikarz, cytowany przez rosyjską redakcję BBC.
Inne z ugrupowań, które wtargnęło na teren obwodu biełgorodzkiego - Legion Wolności Rosji - również twierdzi, że walki trwają. Organizacja przekazała, że "pokonała" siły Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) i "zniszczyła kompanię wojsk zmotoryzowanych armii rosyjskiej".
Ta sytuacja (w obwodzie biełgorodzkim - przyp. red.) w żaden sposób nie wpływa na bezpieczeństwo w Ukrainie. Obywatele Rosji mają prawo protestować. Jest to zapisane w ich prawie. Rosja powinna sama zająć się tą kwestią - oświadczył w ukraińskiej telewizji sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Ołeksij Daniłow.
Dodał, że wszelkie oskarżenia o działania dywersyjne wysuwane pod adresem Sił Zbrojnych Ukrainy są nieporozumieniem.
Zapytany o to, czy Ukraina wiedziała o zamiarach rosyjskiego Korpusu Ochotniczego i Legionu Wolność Rosji dotyczących wkroczenia do obwodu białogrodzkiego, Daniłow odpowiedział: Są obywatele Rosji, którzy poszli wyzwalać swoją ojczystą ziemię z bronią w ręku; mają do tego pełne prawo.
Ukraińskie władze już w poniedziałek zapewniały, że nie są zaangażowane w zajścia w obwodzie biełgorodzkim i podkreśliły, że uczestnicy tych zajść to obywatele Rosji.
"Ukraina z zainteresowaniem obserwuje wydarzenia w obwodzie biełgorodzkim w Rosji i bada sytuację, ale nie ma z tym nic wspólnego. Jak wiecie, czołgi są sprzedawane w każdym rosyjskim sklepie wojskowym, a podziemne grupy partyzanckie złożone są z obywateli Rosji" - napisał na Twitterze doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak, sugerując, że trwające walki są wyłącznie wewnętrzną sprawą Federacji Rosyjskiej.
O sytuację w obwodzie biełgorodzkim był pytany we wtorek w Popołudniowej rozmowie w RMF FM dr Adam Eberhardt, wiceprezes Fundacji Warsaw Enterprise Institute. Stwierdził, że "to znak, iż Ukraińcy są świetni w PR i narzucanie pewnego przekazu informacyjnego".
Rosja przez 10 miesięcy starała się zdobyć Bachmut, ponieśli olbrzymie straty i ostatecznie zdobyli ruiny, a i tak wszyscy rozmawiają na temat ukraińskiej dywersji - zauważył.
Były dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich zauważył również, że te działania mogą być związane z zapowiadaną od wielu miesięcy kontrofensywą.
(...) Myślę, że atak na obwód biełgorodzki to również sposób na to, aby rozciągnąć siły rosyjskie, aby wymusić na Rosjanach przesunięcie części swoich jednostek na linię frontu na granicy Rosji i Ukrainy i w ten sposób osłabić obecność rosyjską tam, gdzie ostatecznie Ukraińcy zaatakują - zauważył, dodając, że jest przekonany, iż do ukraińskiej kontrofensywy prędzej czy później dojdzie.
To, co jest kluczowe, to wola polityczna. Po stronie ukraińskiej jest potrzeba polityczna, aby zasygnalizować zdolności ofensywne. To wynika z bardzo racjonalnej przesłanki, dlatego że czym większe sukcesy osiąga Ukraina, tym łatwiej przekonywać Zachód, że wsparcie nie jest na próżno - podkreślił.