Unia Europejska, jak chyba nigdy dotąd, pokazała nam Polakom swoją prawdziwą twarz. Nie jest to niestety oblicze jej Ojca Założyciela, Sługi Bożego - Roberta Schumanna. Ujrzeliśmy w Brukseli, niby gumową gębę grubianina, dobrze nam kiedyś znaną maskę sowieckiego towarzysza - Leonida Ilicza Breżniewa. Niech nas nie zwiedzie z pozoru cywilizowane lico Franciscusa Cornelisa Gerardusa Marii Timmermansa, zwanego "Frans" w towarzyskim zdrobnieniu. Bowiem Breżniewowskie otczestwo, imię odojcowskie -Ilicz - bardziej od chrześcijańskiego imienia Maria pasuje do tego holenderskiego eurodrania, wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej. Używam mocnych słów, bo takie według mnie należy stosować wobec tej persony. Trzeba nazywać sprawy po imieniu, ryzykując elegancję stylu. Jakże mam inaczej nazwać autora takich słów?: Look at a country like Poland, which for many people, a couple of years ago, would have been beyond hope of redemption because of the everlasting oppression of the Catholic Church. We have had a huge transformation in that society. We have seen enormous developments. And this has happened all across Europe. "Spójrzcie na Polskę, kraj który przed kilku laty nie dawał wielu ludziom nadziei na wybawienie z powodu ciągłego ucisku Kościoła Katolickiego. Jednak doszło w tym kraju do wielkiej przemiany. Zaobserwowaliśmy niezwykły postęp. I tak się dzieje w całej Europie." Ktoś kto dostrzega katolicką opresję w moim kraju jest kompletnym idiotą albo sowietem.
Zamordysta Timmermans jest według mnie typowym przykładem nowego politycznego i kulturalnego bolszewizmu. Jeśli my Polacy - świadomi tego, co naprawdę się dzieje w naszym kraju i na naszym kontynencie - nie zdecydujemy się na zdecydowaną odpowiedź, wyraźny opór wobec lewackiej i liberalnej antycywilizacji, zostaniemy wkrótce całkowicie spacyfikowani, zagonieni do kąta, staniemy się niewolnikami. Celowo użyłem tu sformułowania "Polacy świadomi", oceniam tę liczbę na około ośmiu milionów obywateli. Nie jest to bardzo dużo siła, ale też nie tak mała, by można ją było całkowicie zlekceważyć. W końcu to właśnie ta grupa zdecydowała o niedawnej zmianie na szczytach władzy. Teraz chodzi o to, żeby nie zmarnować okazji do "przeorania" kraju, wyzwolenia go z prawdziwej tzn. neokomunistycznej opresji, wydobycia go ze zniewolenia dokonanego przez ideologów politpoprawności a także z ekonomicznego neokolonializmu.
Urągający mojemu poczuciu sprawiedliwości jest fakt, że pełną swobodą w naszym kraju cieszą się tak obmierzłe postacie życia politycznego jak niejaki Ryszard Petru. Jestem tradycjonalistą i nie mogę pogodzić się z sytuacją, że kryterium oceny danego działacza nie jest wyłącznie jego polski patriotyzm, ale tak zwane "wartości europejskie", najczęściej parawan dla zwykłej zdrady naszych narodowych interesów. Jak inaczej oceniać spiskowanie lidera tzw. "Nowoczesnej" z zachodnimi lobbystami i całą tę jego holenderską peregrynację? Ten arogant i ignorant - według mojej oceny- niemal w jawny sposób reprezentujący obce interesy jest typowym, niestety znanym z naszej historii renegatem, pielgrzymującym na zagraniczne dwory, aby intrygować przeciwko władzy, pragnącej zerwać wrogie pęta.
Ryszard Petru - jak słyszę - jest pupilkiem belgijskiego błazna Guy Verhofstadta. Ten groteskowy retor pokrzykujący na swoich przeciwników, robiący miny, wygrażający pięściami to moim zdaniem jedna z najgroźniejszych postaci pośród totalitarnej brukselskiej elity. Ten skrajny europejski liberał -jak przeczytałem- jest masonem, stąd snuje te swoje federalistyczne mrzonki wymierzone w ideę prawdziwej jedności Unii opartej na suwerennych państwach narodowych. Niech nas nie zwiedzie rzekoma troska Verhofstadta o Trybunał Konstytucyjny w Polsce. To jest typowa ustawka, albo jak mówią znawcy podobnych intryg, kombinacja operacyjna. W grę wchodzi tak naprawdę plan wysadzenia w powietrze obecnego układu rządzącego w Polsce, stawiającego opór federalistom, dążącym do pełnej unifikacji Europy, by stworzyć na naszym kontynencie kolejną Rzeszę ze stolicą w Brukseli, a faktycznie ponownie w Berlinie.
Pan-Europa w wizji Verhofstadta ma być wzorowana na jego sztucznym państewku: Belgium is the laboratory of European unification. Foreign politicians watch our country with particular interest because it can teach them something about the feasibility of the European project. "Belgia jest laboratorium jednoczenia Europy. Zagraniczni politycy patrzą na nasz kraj ze szczególnym zainteresowaniem, ponieważ mogą się czegoś nauczyć o realności projektu europejskiego." Nie wiem, czy ten butny Belg słyszał coś o naszej wielkiej Rzeczypospolitej i jej wspaniałej europejskiej republikańskiej tradycji. Może przestałby pouczać nas Polaków, czym jest demokracja oraz korzenie parlamentaryzmu. Bardzo słusznie pani premier Beata Szydło w aluzyjny sposób nakreśliła w Europarlamencie analogie pomiędzy losem Rzeczypospolitej Szlacheckiej a bezprzykładną ingerencją Komisji Europejskiej w nasze wewnętrzne polityczne spory w Polsce, państwie wciąż jeszcze w dużym stopniu suwerennym. Ryszard Petru - mam nadzieję- nie ucieknie już od analogii z targowiczaninem poszukującym obcej pomocy w celu obalenia legalnej władzy w naszym kraju. Zdradzieccy magnaci, którzy zawiązali konfederację w sojuszu z carycą Katarzyną II także głosili hasła "obrony zagrożonej wolności".
Anarchia, którą szerzą w kraju reprezentanci współczesnej antypolskiej pseudo-magnaterii, to powtórka z rozrywki: rozrywania materii Rzeczypospolitej. Pamiętamy ciągle cytat z "Potopu" Henryka Sienkiewicza: Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągną Szwedzi, Chmielnicki, Hiperborejczykowie, Tatarzy, elektor i kto żyw naokoło. A my z księciem wojewodą powiedzieliśmy sobie, że z tego sukna musi się i nam tyle zostać w ręku, aby na płaszcz wystarczyło; dlatego nie tylko nie przeszkadzamy ciągnąć, ale i sami ciągniemy. Przy pomocy tego słynnego porównania książę Radziwiłł przedstawił Andrzejowi Kmicicowi swoją polityczną filozofię. Takie motto na partyjnych legitymacjach mogliby sobie wypalić działacze Platformy Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego (a właściwie neokomunistycznego Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego), oraz Nowoczesnej. Reprezentanci Platformerskich grup pasożytujących na różnych krajowych gospodarzach jak na laboratoryjnych pożywkach, przedstawiciele PSL-owskich sitw dojących Ojczyznę jak mleczną krowę, agenci międzynarodowej finansjery strojący się w szatki obrońców ładu demokratycznego to polityczni potomkowie litewskiego hetmana Janusza Radziwiłła. A popierają ich ogłupione masy.
Taki czas politycznego wzmożenia, jaki obserwujemy obecnie, to okres prawdziwych objawień! Ujawniają się skrywane wcześniej podległości, wystają z kieszeni banknoty wręczane w obcych stolicach. Słyszymy, jak krzykacze na ulicach przekonują, że gwarancją naszej polskiej demokracji są władze w Berlinie. Widzimy jak na dłoni prawdziwe intencje złotoustych parlamentarzystów, gardłujących o nowej formie liberum veto, czyli omnipotencji Trybunału Konstytucyjnego. Niezwykłe jest dla mnie to poczucie dziejowego déjà vu. Przed moimi oczyma widzę bowiem żywą ilustrację przysłowia: historia kołem się toczy! Właściwie jednak powinienem dokonać w nim pewnej korekty: historia Polski rozwija się po spirali. Całe rzesze sprzedawczyków w strojach z różnych epok maszerują po spiralnych schodach brukselskiej wieży Babel karnymi czwórkami do mdłego nieba w unijne gwiazdki.
Otwiera im niebiańskie bramy ich nowy świecki bóg w garniturze od Hugo Bossa. Kim On jest, mój Boże? Oh mein Gott! Das ist Günther Hermann Oettinger! To sam komisarz europejski we własnej osobie! Dlaczego w mojej wyobraźni ubrałem go w taki uniform? Wymaga to dłuższego wyjaśnienia. Otóż Oettinger to - jak wiadomo- wielki obrońca demokracji i praworządności w Polsce, zwolennik poddania naszego kraju specjalnemu nadzorowi Brukseli, bo od żłobu z wielkim trudem odcinani są jego "sympatycy" z III Rzeszypospolitej. Celowo używam tego neologizmu, w nawiązaniu do poglądów szanownego pana komisarza. Przytoczę artykuł z arcyciekawego bloga Leonardy Bukowskiej pt. „Poglądy Komisarza Oettingera na faszyzm i demokrację”: I tu należy przypomnieć zdarzenie z pewnego oficjalnego pogrzebu z roku 2007 - a więc z czasów, gdy Oettinger sprawował funkcję Premiera Landu Badenii-Wirtembergii. Chodzi o pogrzeb jednego z poprzedników Oettingera na tym stanowisku, Hansa Filbingera. Filbinger - prawnik, w latach 1933-36 członek NSDStB (narodowo-socjalistyczne zrzeszenie studentów), członek Wehrsportverband (związek sportów obronnych - przejęty następnie przez SA, na rzecz którego Filbinger płacił przez kilka lat składki do roku 1937) oraz członek NSDAP w latach 1937-45. W roku 1943 Filbinger został sędzią w Marynarce Wojennej Rzeszy i uczestniczył w 234 postępowaniach, m.in. przeciwko "dezerterom". Przy jego udziale zapadły cztery wyroki kary śmierci dla "dezerterów". Szczególnie pikantne - jeden z tych wyroków został zasądzony już po kapitulacji Rzeszy. Po wojnie Filbinger był m.in. Premierem Kraju Związkowego Badenia-Wirtembergia. (...) I ta głośna swego czasu sprawa z nazistowską przeszłością Filbingera zapewne interesowałaby dziś wyłącznie historyków, gdyby nie pojawił się w niej Oettinger, który dziś tak bardzo troszczy się o demokrację w Polsce. Otóż w przemówieniu na pogrzebie Filbingera powiedział on, że "Filbinger nie był narodowym socjalistą. Wprost przeciwnie: Był on przeciwnikiem reżimu narodowo-socjalistycznego, który jednak nie mógł uciec od przymusów tego brutalnego reżimu tak jak i miliony innych". Groteskowe? Nieprawdopodobne? Wymysł pomylonego? Wymysł koniunkturalisty liczącego na głosy neonazioli i podobnych? Zapewne wszystko po trochu ale też i najprawdziwsze. Wystąpienie Oettingera poddane zostało druzgocącej krytyce. Rabin Stutgartu Joel Berger zarzucił mu świadome umniejszanie uwikłania Filbingera w narodowy socjalizm. Oettingera krytykowało wielu polityków z prawa i z lewa (co zrozumiałe, bo twierdzenie, że ktoś po uszy zamieszany w III Rzeszę i wydający w jej imieniu wyroki śmierci był jej przeciwnikiem powala chyba nawet najodporniejszych), krytykowały go media i niemieccy intelektualiści oraz rodziny ofiar Filbingera. Wg Spiegla wystąpienie Oettingera nie było jednorazową niezręcznością a czymś świadomie przygotowanym. Panegiryki na rzecz Filbingera zdarzyły mu się zresztą nie pierwszy raz, wygłaszał je także przy innych okazjach bez żadnego słowa krytyki. Oettinger odmawiał także przez dłuższy czas wycofania się ze swej wypowiedzi. Charakterystyczne, że mimo druzgocącej krytyki z wielu stron oraz zera tolerancji dla podobnych zachowań w Niemczech, Oettinger spokojnie doczekał sobie do końca kadencji a następnie został Komisarzem Unijnym.
Rozwinę teraz wątek stroju Oetingera. Dlaczego w mojej wizji zobaczyłem go w garniturze od Hugo Bossa. Przypomnę drobny garderobiany szczególik za popularną internetową encyklopedią. W 1931 Hugo Boss - niemiecki kapral, krawiec, założyciel firmy odzieżowej- wstąpił do NSDAP. (...) Istnieje duże prawdopodobieństwo, że szwalnia została ponownie uruchomiona głównie na potrzeby partii, a jej klientami byli członkowie szturmowych batalionów partii Sturmabteilung. W 1932 firma otrzymała kontrakt na dostawy dla Schutzstaffel (SS) mundurów projektu SS-Oberführera Karla Diebitscha, a wkrótce potem także kontrakt na produkcję mundurów dla Hitlerjugend. W okresie II wojny światowej zakład wykorzystywał robotników przymusowych, którzy pracowali w wybudowanym w Metzingen obozie pracy. Warunki życia robotników przymusowych były bardzo złe, a poprawiły się dopiero wobec zbliżania się frontów do granic III Rzeszy. Po wojnie Boss stanął przed trybunałem denazyfikacyjnym i otrzymał zakaz prowadzenia działalności gospodarczej i grzywnę w wysokości 100 000 marek i zmarł wkrótce potem, 9 sierpnia 1948. Nie chcę się wyzłośliwiać, ale takie są fakty.
Starzy wypicykowani piewcy nazistów w rodzaju Oettingera mają najmniejsze prawo by dbać o polską praworządność. Mógłbym tak ciągnąć opowieść o zatroskanym panu komisarzu. Powinienem zacytować demaskatorską książkę niemieckiego dziennikarza śledczego Juergena Rotha pt. "Europa mafii", w której Oettinger jest jednym z antybohaterów, ze względu na jego podejrzane związki z domniemanym włoskim mafioso Mario Lavorato. Taki jest ten autorytet i ostatnia nadzieja różnych panów Petru i Schetyn.
To jest wyraz totalnego bezwstydu i przykład maksymalnej żenady szukanie podobnych politycznych mecenasów jak Timmermans, Verhofstadt czy Oettinger, liberałów i chadeków, którzy ledwie skrywają swoje prawdziwe - neokomunistyczne i neonazistowskie - gęby. Wbrew propagandzie wynoszącej pod niebiosa podobne euro-szuje, uważam że należy zrobić wszystko w Polsce, aby nie dać się zdominować przez nich i ich agenturę w naszej Ojczyźnie. Sto razy wolę sojuszników z grona europejskich konserwatystów i narodowców. Nawet jeśli krążą o nich plotki, że są agenturą Putina. Według mnie stanowią oni o wiele mniejsze zagrożenie dla Rzeczypospolitej niż utopiści pragnący nas znowu zagonić do kolejnego orwellowskiego "Folwarku zwierzęcego", w którym - tak jak w poprzedniej komunie - są równi i równiejsi. Nie wchodźmy z bolszewickiego deszczu pod mienszewicką rynnę. Nie zamieniajmy marksizmu-leninizmu na trockizm i gramscizm. Rewolucja światowa odbywająca się w świecie polityki i kultury nie różni się w ostatecznych celach od poprzedniej próby przemodelowania naszej europejskiej cywilizacji. Inne są tylko metody: wszechobecna propaganda, knebel ideolo, monopol władzy i wiedzy. Wszystko to służy społecznej inżynierii. Trzeba ciągle sypać piach w szprychy dziejowej machiny pseudo-postępu!
Warto być twardym i nieugiętym! To wezwanie do polskiego rządu, jednego z niewielu, które w pełni zasłużyły na to określenie. Nie wolno dać się zapędzić do narożnika! Trzeba podjąć bojowy wysiłek! Bo to jest wojna! Nowa wojna! Prowadzona przy pomocy wszelkich dostępnych dzisiaj środków! Trzeba to sobie uświadomić w środowisku nas - patriotów! Oni są w stanie uczynić wszystko, żeby zatrzymać jakiekolwiek dążenia do wyrwania się z neokolonialnej matni. Będą stosować przeróżne formy sabotażu, wykorzystają wszelkie rodzaje presji i opresji. Nie cofną się nawet przed zamachami, jeśli dojdą do wniosku, że bezkrwawe metody typu czarny pijar, agresja instytucjonalna, wojna finansowa nie przynoszą rezultatu. Tragedia w Smoleńsku nabiera coraz bardziej martyrologicznego sensu w kontekście najnowszych wydarzeń. Wielu Polaków jest już dzisiaj w stanie wyobrazić sobie frontalny atak na państwo i jego elity ze strony przeróżnych ciemnych mocy - nie tylko na Wschodzie, także na tak przez nas przez lata idealizowanym Zachodzie Europy.
Ogląd sytuacji, tak pesymistyczny, paradoksalnie wymaga od nas realizmu. Powtarzam - jest nas około ośmiu milionów- począwszy od politycznej elity, po patriotycznych profesjonalistów w kręgach finansowych i gospodarczych, przez autentyczną literacką i artystyczną warstwę naszego narodu, państwowotwórcze sfery akademickie, tradycyjną polską antykomunistyczną inteligencję, konserwatywne rodziny przywiązane do wartości chrześcijańskich, robotników wciąż zachowujących etos "Solidarności". Trzeba nam nowej solidarności! Bez niej znów rozdziobią nas obce kruki i wrony!