Jarosław Kaczyński nie płacił Rafałowi Rogalskiemu z prywatnych pieniędzy. Usługi mecenasa były opłacane z pieniędzy klubu parlamentarnego PiS, który utrzymuje się ze środków Kancelarii Sejmu – dowiedział się „Newsweek”.
Kilka dni temu "Super Express", powołując się na nieoficjalne wypowiedzi polityków PiS, poinformował, że Jarosław Kaczyński wypłacił Rogalskiemu łącznie ok. 300 tys. zł. Usługi mecenasa ponoć były tak kosztowne, że prezes musiał zaciągnąć kredyt.
"Newsweek" sprawdził te informacje. Okazuje się, że Kaczyński nie wyłożył na Rogalskiego ani złotówki. Za jego usługi płacił bowiem klub parlamentarny PiS. W ten sam sposób opłacani są także inni smoleńscy pełnomocnicy: Bartosz Kownacki i Piotr Pszczółkowski - ujawnia jeden z rozmówców w PiS.
Na dowód pokazał fragment umowy, którą Prawo i Sprawiedliwość podpisało z Rogalskim, który poza Kaczyńskim reprezentował jeszcze rodziny czterech innych ofiar: Przemysława Gosiewskiego, Krzysztofa Putry, Janiny Fetlińskiej, Aleksandry Natalli-Świat. Z dokumentu wynika, że zadaniem mecenasa było "podejmowanie na rzecz klubu PiS czynności prawnych w związku z działalnością organów państwa zaangażowanych w wyjaśnianie katastrofy".
Informator "Newsweeka" zdradził, że PiS na początku płaciło Rogalskiemu 9 tys. zł miesięcznie, potem ok. dwunastu, ale w ciągu ostatniego roku obniżono mu wynagrodzenie o połowę. W ciągu dwóch i pół roku mogło się tego uzbierać ok. 250 tys. zł. To sporo, ale, gdybyśmy wzięli prawnika z rynku, to musielibyśmy wydać jeszcze więcej - powiedział anonimowy rozmówca.
Sam Rogalski o pieniądzach za Smoleńsk rozmawiać nie chce. Twierdzi jednak, że mimo rozgłosu wcale nie zaczął zarabiać lepiej niż przed 10 kwietnia. Większość klientów chciała, żebym obsługiwał ich osobiście. Kiedy się okazywało, że to niemożliwe, bo jestem pochłonięty katastrofą, odchodzili. Przed 10 kwietnia żyło mi się lepiej - twierdzi w rozmowie z "Newsweekiem".