"Tutaj nikt nie ma nic przeciwko poezji Puszkina. Puszkin wielkim poetą był i jego poezję dalej możemy czytać, ale musimy być świadomi, że przez lata ta poezja była cynicznie narzędziem rusyfikacji i komunizacji Ukrainy" - mówił profesor Marcin Napiórkowski w rozmowie z Bogdanem Zalewskim w Radiu RMF24.
Obecnie rozgrywa się wojna na polu symbolicznym - przez manifestacje, ikonoklazmy, obrazoburstwo, również przez ironiczne wpisy w mediach społecznościowych. Mieszkańcy Kijowa zrzucili z piedestału pomnik rosyjskiego poety, Aleksandra Puszkina.
W Estonii rozgorzała debata wokół socrealistycznych malowideł na suficie w Operze Narodowej w Tallinie. Administracja estońskiej opery zasłoniła leninowskie hasło: "Sztuka należy do ludu". Można również wspomnieć o czeskim referendum w Królewcu i o kilku podobnych żartach Finlandii.
In the center of #Kyiv, a bust of #Russian poet Alexander #Pushkin was demolished, local media reports. pic.twitter.com/PiytgxjeMe
nexta_tvOctober 12, 2022
Marcin Napiórkowski w rozmowie w Radiu RMF24 wyjaśniał aktualne ruchy w społeczeństwach europejskich.
Mamy tu do czynienia z bardzo starą praktyką ikonoklazmu, czyli obalania pomników, obalania symboli, ale żeby dobrze zrozumieć co tu się dzieje, musimy cofnąć się o krok wstecz i zapytać skąd te symbole się wzięły. (...) Wtedy nagle okazuje się, że one nie były częścią celebracji sztuki albo poezji, tylko były od początku zorganizowanym systemem. Najpierw rusyfikacja jeszcze w Imperium Rosyjskim, a później komunizacja Ukrainy - tłumaczył.
Tutaj wiele możemy się nauczyć z debaty, która jakiś czas temu rozgorzała w Stanach Zjednoczonych, kiedy to obrońcy historii, często w dobrej wierze, dziwili się czemu wiele pomników generałów z czasów wojny secesyjnej, generałów południowych jest dzisiaj obalanych. »Przecież to część historii, bardzo dawnej historii. No jasne, ci ludzie stali w sporze o niewolnictwo po niewłaściwej stronie, ale przecież to było bardzo dawno«. Otóż kluczowe były daty budowy tych pomników. One nie były zbudowane w trakcie wojny secesyjnej ani zaraz po niej. One były zbudowane w dwudziestym wieku w ramach protestu przeciw emancypacji czarnej ludności. One były wznoszone przez rasistów - zaznaczał Marcin Napiórkowski.
W ten sposób "nikt nie ma nic przeciwko poezji Puszkina". Musimy być świadomi, że przez lata ta poezja była cynicznie narzędziem rusyfikacji i komunizacji Ukrainy - tłumaczył dalej. Stwierdził, że ironia jest doskonałą bronią, a Ukraina świetnie sobie radzi na tej płaszczyźnie.
Kiedy stajemy się świadomi, że Rosja cynicznie projektuje pewien język, np. nazywając tę inwazję »operacją specjalną« i potrafimy na to odpowiedzieć, używając analogicznych chwytów, tylko w dobrej sprawie, powinniśmy być dumni według Napiórkowskiego.
Profesor nawiązał również do czeskich pseudoreferendów: To jest zabawny pomysł, który w bardzo fajny sposób pokazuje jak wykorzystywane przez Rosję chwyty są tanią propagandą. To bardzo smutne, ale wielu ludzi - np. Elon Musk - dało się złapać na te fałszywe referenda i mówi: »No dobrze, może właściwie ludzie powinni decydować«. »Okej, w porządku. To my ogłośmy referenda w różnych częściach Rosji. Czy oni nie chcieliby przystąpić do Czech? Kto nie chciałby«".
Napiórkowski zauważył również, że ukraińscy prelegenci nie stosują wyrażenia "po wojnie", tylko "kiedy już wygramy", nawiązując do rosyjskiej narracji "odbywania się specjalnej operacji wojskowej".
W swojej niedawno wydanej książce "Naprawić przyszłość" Marcin Napiórkowski analizuje zmianę, która zaszła w Polsce w ostatnich miesiącach. Mianowicie chodzi o postrzeganie Ukraińców w naszym społeczeństwie.
Dzisiaj wydaje nam się to oczywiste, że jesteśmy zaprzyjaźnieni i przyjęliśmy pod swój dach kilka milionów uchodźczyń i uchodźców, ale to jest szokujące, kiedy porównamy to z danymi tuż sprzed wojny. Ukraińcy byli wówczas jednym z najbardziej negatywnie postrzeganych narodów w Polsce. Mieliśmy mnóstwo stereotypów, dzieliła nas trudna przeszłość.
Kiedy zrozumieliśmy, że jesteśmy po tej samej stronie, że łączy nas więcej niż dzieli, że musimy wspólnie stawić czoła wspólnemu zagrożeniu, nagle ujawniła się w nas empatia. Ujawniły się w nas dobre cechy, których niestety często nam wcześniej brakowało. Dlatego ważne jest, żeby tego nie sprowadzać do ironii, do żartu, do gagów, tylko zobaczyć, że te opowieści, nawet te zabawne, są tym co pozwala w nas uruchomić pokłady człowieczeństwa, empatii, solidarności i pokazać naszą najlepszą stronę - mówił dalej.
Niewątpliwie to, co się teraz dzieje, pokazuje, że Polacy potrafią być otwartym, solidarnym społeczeństwem, które patrzy znacznie dalej niż czubek własnego nosa. Polacy są też gotowi zrozumieć, że na skali światowej są stosunkowo bogatym społeczeństwem, które już jest gotowe, żeby się dzielić. Jeżeli po zwycięstwie Ukrainy, kiedy ci uchodźcy będą chcieli i wrócą do swoich domów, i odbudują je za rosyjskie reparacje, my Polacy będziemy w stanie na tym doświadczeniu dalej budować większą solidarność, większą pewność siebie, większą zdolność do aktywnego działania to to jest dokładnie ten pozytywny mit, którego dzisiaj potrzebujemy - podsumował Napiórkowski.
Opracowanie: Rafał Szarek