Władze Wołgogradu, w którym w czwartek Polacy rozegrają ostatni mecz piłkarskich mistrzostw świata przeciw Japończykom (gr. H), ostrzegają kibiców obydwu drużyn przed falą upałów. W dniu meczu ma być w mieście nad dolną Wołgą 40 stopni Celsjusza.
Rekord temperatury w Wołgogradzie to 41,1 stopnia Celsjusza i padł 1 sierpnia 2010 roku.
To typowe temperatury dla naszego regionu i miejscowi ludzie wiedzą, jak sobie z tym radzić, ale goście mogą mieć problemy. Zalecamy nakrycia na głowę i lekki, przewiewny ubiór. Trzeba pić dużo wody i niezbyt dużo alkoholu - powiedział Roman Morozow, naczelny lekarz pomocy ambulatoryjnej w Wołgogradzie.
Dla fanów obydwu zespołów władze przygotowały darmową wodę i papierowe czapeczki. Nakrycie głowy będzie też ochroną przed inną niedogodnością dającą się we znaki mieszkańcom Wołgogradu i przyjezdnym - plagą komarów.
Biało-czerwonych będzie wspierał w czwartek między innymi Richard Lucinski, 24-latek z Australii, którego ojcem jest Polak. On nie przejmuje się wysokimi temperaturami.
Takie temperatury to dla mnie standard. Nie powstrzymają mnie od obejrzenia meczu z trybun i wypicia jednego piwa - powiedział Lucinski.
Czwartkowe spotkanie będzie dla podopiecznych trenera Adam Nawałki ostatnim meczem w turnieju. Japończykom do awansu wystarczy remis, a nawet porażka nie przekreśli ich szans na awans do 1/8 finału. Wszystko będzie zależeć od wyniku rozgrywanego jednocześnie meczu Kolumbii z Senegalem. Aby mieć pewność i nie oglądać się na sytuację na boisku w Samarze, Azjaci muszą co najmniej zremisować. Do zajęcia pierwszego miejsca w grupie potrzebne będzie jednak najprawdopodobniej zwycięstwo.
"Niebiescy Samuraje" niespodziewanie pokonali w pierwszej kolejce Kolumbię 2:1, a później zremisowali z Senegalem 2:2. Polacy ulegli Senegalowi (1:2) i Kolumbii (0:3).
(j.)